Electronic Beats Poland

Business techno na celowniku. I ty możesz zostać produktem Premium!

Witam was w rzeczywistości - rzeczywistości business techno. To piękny świat: utkany z dużych pieniędzy, setów w egzotycznych kurortach, luksusowych podróży i popularności napędzanej Instagramem. Czy słyszycie w nim muzykę? Coś tam słyszycie - dzięki social media, sztabowi PR-owców i ogromnych wydatkach na promocję, bez problemu wskażecie jej najjaśniejsze gwiazdy. Amelie Lens, Charlotte de Witte, Peggy Gou, Carl Cox czy Solomun od wielu sezonów są najgorętszym tematem w branży. W końcu bycie artystą sektora Premium to naprawdę ciężka praca.

Nie będzie to kolejny tekst rozprawiający się z business techno. W tym felietonie przyglądam się faktom i liczbom, obserwuję trendy oraz szukam odpowiedzi na mnożące się pytania – a odpowiedzi na nie udzielił mi wyjątkowy gość, Dtekk. Rozmawiamy nie tylko o samym zjawisku mainstreamowej elektroniki – ale również o tym, jak w pomysłowy sposób odniosła się do niej tegoroczna edycja Up To Date, i w jaki sposób każdy z nas może poczuć się jak kreator muzycznego imperium dzięki “Business Techno: The Game”. Pełen wywiad znajdziecie TUTAJ.

Gorący temat

Zacznijmy od tego: skąd dowiedzieliście się o istnieniu business techno? Prawdopodobnie z Internetu – z Twittera, newsów czy… memów. Zjawisko zyskało na popularności w dość niespodziewany sposób około 2019 roku, momentalnie zostało podchwycone przez dziennikarzy i społeczność fanów muzyki elektronicznej, ale trudno postrzegać je wyłącznie przez pryzmat twórczości lub gatunku. A zatem: jak rozpoznać business techno w gąszczu różnorodnych brzmień elektroniki? Głównym kryterium zdaje się być pieniądz, który wpływa na postawy, zachowania oraz wizerunek artysty, czyniąc je mainstreamowym i silnie skomercjalizowanym. Techno nie jest jednak pierwszym i jedynym gatunkiem, który uległ masowym trendom, i warto przypomnieć sobie historię muzyki II. połowy XX wieku. A jeszcze do niedawna największe psy wieszano na tech-house, uznając ten gatunek za mało ambitny, przeznaczony dla masowego odbiorcy i nie wnoszący do klubowych brzmień niczego dobrego.

Pojawia się więc pytanie: skąd wzięła się taka, a nie inna postawa środowiska wobec business techno? Dlaczego ten gatunek wzbudza aż takie kontrowersje i kogo najbardziej boli zarabianie pieniędzy na muzyce elektronicznej?

Nie nazwałbym “business techno” gatunkiem muzycznym, raczej zjawiskiem, które przenika wiele różnych kręgów “środowiska techno” – scena nie jest bowiem jednolita, wyjaśnia Dtekk. Wydaje mi się, że krytyczna postawa wobec zjawiska business techno najsilniejsza jest wśród artystów, promotorów, działaczy, sympatyków i odbiorców najbardziej zaangażowanych w budowę odpowiedzialnej i etycznej sceny (…).

Nie chcę się wypowiadać w imieniu całego środowiska, bo nie mam do tego prawa, ani nie wiem, co komu dokładnie chodzi po głowie, ale dla mnie najbardziej bulwersująca jest bezczelna, bezmyślna i bezgraniczna monetyzacja sceny, która przecież wyrosła z pewnych ideałów, społeczności, zjawisk.

Cóż, w branży muzyki elektronicznej ma się naprawdę wiele sposobów, by nie zostawić na kimś suchej nitki. Można zarzucić artyście słabe wydawnictwo, niewystarczające wsparcie wytwórni, widoczne zmęczenie po okresie intensywnego grania czy wypalenie, monotonność i zwyczajnie nudne sety. Ale nic tak nie dolewa oliwy do ognia, jak użycie słów “business techno” wobec konkretnej postaci ze środowiska – to określenie staje się największą obelgą, niemal policzkiem wymierzonym czyjemuś ego. Nie dziwi też konflikt, który powstaje w wyniku starcia grup odbiorców – w jednym narożniku stoją świadomi technopuryści (nazywani również często “techno snobami”), broniący undergroundowych początków gatunku, dotkliwie uderzający we wszelkie przejawy komercji u artystów i piętnujący pogoń za zyskiem. W drugim: o wiele mniej świadomi, nie tak dobrze zorientowani słuchacze, dla których słowo “techno” to synonim wszystkich brzmień muzyki elektroniki. Być może znają je tylko z radia, a być może dopiero zaczynają swoją przygodę ze sceną klubową – na muzyczny festiwal raczej wyciągną ich “wtajemniczeni” znajomi, i raczej wybiorą mainstage, niż eksplorowanie innych scen.

I o ile różnica między obiema tymi grupami jest widoczna na pierwszy rzut oka, żadnego sensu nie ma ocenianie, kto jest większym i “bardziej godnym” fanem muzyki elektronicznej. Każda osoba wkraczająca w świat klubowych brzmień ma swoją unikalną historię: dla jednych były to kraftwerkowe, surowe dźwięki, dla drugich undergroundowe rave’y lat 90., dla jeszcze innych – wspólna wyprawa ze znajomymi na to inne, dziwne, ale w gruncie rzeczy “fajne” techno. Są i tacy – przeważnie nowe, coraz młode pokolenia – którzy elektronikę poznają głównie dzięki internetowi, social mediom czy serwisom streamingowym.

Techno, aż do pewnego momentu w naszej historii, nigdy nie było budowane w tak karykaturalnym stopniu na wizerunku artysty, na wdzięczeniu się do obiektywu; techno nie było glamour, techno nie było zbiorem podsycanych w zorganizowany sposób trendów, których celem jest wyciśnięcie z nich jak najwięcej korzyści. Najgorsze bywa to, że nie chodzi tu tylko o “gwiazdy” sceny, które nie pamiętają czasów sprzed ery Instagrama.

zauważa Dtekk.

W YouTube’owej kopalni młodzi odbiorcy w oka mgnieniu mogą znaleźć sety z Cercle, Boiler Room czy z egzotycznych plaż Tulum. Pomaga w tym też Instagram – najchętniej obserwowane gwiazdy business techno to m.in. Amelie Lens, Peggy Gou, Charlotte de Witte, Deborah de Luca, Carl Cox, Solomun, Adam Beyer, Maceo Plex czy Boris Brejcha. Nic w tym dziwnego, bo przecież mają piękne, pełne podróży i sukcesów influencerskie życie.

A przede wszystkim: dzięki swojej muzyce i dobrze zarządzanemu wizerunkowi, mają z nich naprawdę bardzo duże pieniądze.

Dżentelmeni (nie) rozmawiają o pieniądzach

Mieliśmy już erę dominacji gwiazd rocka, popu czy disco; obecnie w show-businessie panują giganci rapu. Tuż za nimi plasują się gwiazdy business techno – to nowi influencerzy branży muzycznej, ze swoim “undergroundowym” stylem, licznym gronem obserwatorów w social media i lifestylem – są najbardziej apetycznym kąskiem dla mas. Grywają na niezwykle medialnych festiwalach, takich jak Tomorrowland, Burning Man czy Ultra Music, ściągając publiczność pragnącą poczuć ten niezwykły świat rave’u. Często zakładają swoje własne marki (bez różnicy, czy jest to wytwórnia muzyczna, cykl imprez czy odzież), w pewien sposób sami stają się brandem. To znaczne ułatwienie w skoku na półkę Premium – podbija nie tylko net worth, ale i zwiększa szanse na wysokie miejsce w rankingach najlepszych DJ-ów.

Czasem odnoszę wrażenie, że zarobki w branży muzyki elektronicznej okrywa ogromne tabu – czy to wstyd zarabiać dużo na swojej twórczości? Czy pieniądz w świecie techno ma siłę zmieniać ludzi, i kiedy artysta staje się prawdziwą gwiazdą business techno?

Myślę, że czasy, gdy duże stawki były tematem tabu już dawno minęły, tłumaczy Dtekk. Już nikt nie myśli, że prawdziwi artyści to tacy, którzy dzielą się swoją twórczością nieodpłatnie, a prawdziwi organizatorzy nie zarabiają na imprezach. Czy kasa zmienia ludzi? Z pewnością, ale każdego w innym stopniu. Znamy wielkich artystów i artystki, którzy zarabiają kosmiczne pieniądze za swoje występy, a wciąż pozostają prawdziwi, wierni swojej drodze. Są też inne przypadki, na przykład te wykreowane pod potrzeby rynku przez duże managementy.

Nie sądzę, że zdefiniujemy, kiedy daną osobę można by było określić częścią świata business techno, jako, że to kwestia subiektywnej oceny. Poza tym, “business techno” to zjawisko bardziej memowe, komentarz Internetu, aniżeli kwestia faktycznej klasyfikacji.

Zdecydowanie inne zdanie na ten temat ma Scuba – brytyjski producent, DJ i założyciel wytwórni Hotflush Recordings słynie ze swoich opinii dotyczących business techno, którymi często dzieli się na Twitterze. Paul dość odważnie wchodzi w dyskusje na temat komercjalizacji gatunku: z jednej strony odnosi się do poglądu, że termin “business techno” jest wymysłem męskiego środowiska DJ-skiego. Powodem ma być, rzekomo, poczucie zagrożenia względem kobiet odnoszących coraz większe sukcesy finansowe w branży. Z drugiej: bezpośrednio łączy business techno z zazdrością mniej wynagradzanych artystów o tych, którzy zarabiają znacznie więcej.

Twitter

By loading the tweet, you agree to Twitter’s privacy policy.
Learn more

Load tweet

O ile machina show-bizu i kapitalizmu zdają się być oczywiste, zastanowił mnie ten stricte kobiecy wątek. Rzeczywiście, jeśli spojrzeć na artystów, których najczęściej wrzuca się do worka “mainstreamowego techno”, to wiele w nim kobiet. Wspomniane wcześniej Amelie Lens czy Charlotte de Witte, Peggy Gou czy Deborah de Luca – swego czasu taką łatkę otrzymała też Marika Rossa, której zarzucono nie tylko przeciętną grę i opieranie swojej kariery na urodzie, ale i… prowadzeniu własnej marki odzieżowej, Fresh Cut Label.

Komu aż tak przeszkadza brand ukraińskiej DJ-ki? Cóż, internetowi obrońcy prawdziwego undergroundu nie przepuszczą żadnej okazji, by walczyć o wyższość “ich techno” nad komercją – jednocześnie w żaden sposób nie odnoszą się np. do prowadzonego przez Kobosila sklepu 44 Label Group. Chcąc nosić merch sygnowany przez byłego rezydenta Berghain, fani muszą liczyć się z wydatkiem od 120 nawet do 1 650 euro. Nie po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, w której ubrania ze sklepu muzyków przebijają ceny za ich twórczość (nawet tę na winylu). Niemniej jednak zaczęłam się zastanawiać, czy takie stawki za stroje plasują już Kobosila w kręgu artystów Premium, bo przecież nikt nie ośmieli się go wrzucić do worka “business techno”.

Z drugiej strony, być może Kobosil zbudował już Techno Imperium – a nawet stworzył w nim swoją własną kategorię.

 

Business Techno: The Game. Zostań produktem Premium!

Business techno nie ma łatwo – jest nieustannie krytykowane, wyśmiewane i postrzegane jako minstreamowa wydmucha, maszynka do zarabiania pieniędzy. Czy ten negatywny obraz zjawiska może mieć jednak inne oblicze i posłużyć jako… inspiracja?

fot. Ł. Urbańczyk

Otóż tak – Up To Date Festival postanowił podejść do świata business techno w zupełnie inny, żartobliwy i bardzo pomysłowy sposób. Komunikacja dotycząca tegorocznej edycji imprezy zbudowana została wokół charakterystycznych dla mainstreamowej elektroniki cech i zachowań. Jednak najciekawszym elementem tegorocznej edycji UTDF jest niewątpliwie “Business Techno: The Game” – planszówka, w której każdy może zostać muzycznym potentatem i zbudować swoje Techno Imperium. Skąd wziął się pomysł na taką formę promocji festiwalu, czym jest Techno Coin i dlaczego tak wiele osób dało się na niego nabrać?

Tegoroczny Up To Date Festival to długa i kręta historia, a jedną z nich jest Business Techno: The Game, opowiada Dtekk. Powołaliśmy ją do życia jako komentarz do naszej rzeczywistości, jako pewnego rodzaju żart – ale także jako produkt, który kupując możecie wesprzeć festiwal, który od czasów pandemii mierzy się z dużymi problemami (…). Czasy mamy ekstremalne. COVID, inwazja Rosji na Ukrainę, inflacja, hardcorowy konsumpcjonizm, przesyt informacji (również tych fake’owych), kryzys klimatyczny – nietrudno i poczucie przytłoczenia i zagubienia. Up To Date Festival wykreował Techno Coina jako dodatkowy element zamieszania, dotykając kontrowersyjnych kwestii związanych ze sceną, wykorzystując formę krypto waluty, która jest również znakiem naszych szalonych czasów i sama w sobie stanowi kontrowersję.

Stworzyliśmy fejkowy produkt w świecie, w którym ich nie brakuje. Zrobiliśmy to, by zwrócić uwagę na ten cały syf, jaki nas otacza. Zrobiliśmy to jednocześnie tak, że nie wiadomo gdzie przebiega granica żartu, a czegoś serio. Brzmi to wiarygodnie i niewiarygodnie jednocześnie. Taki właśnie jest obecnie Internet, a czasami też scena muzyki elektronicznej. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Przy relatywnie niewielkim nakładzie pracy i pieniędzy udało się nabrać i sprowadzić na samych siebie gniew wielu osób. A co się dopiero dzieje, gdy w tego typu działania angażują większe organizacja niż nasza? To powinno nam dawać do myślenia, pobudzać naszą czujność.

Trzeba przyznać, że UTDF niezwykle zgrabnie wyszło balansowanie na granicy tego, co realne z tym, co zmyślone. Sami przed sobą odpowiedzcie na pytanie, czy daliście się nabrać na świat rządzony Techno Coin’em, i czy obranie takiego kierunku przez branżę to na pewno “nośnik rewolucji” i “przyszłość sceny”. Czy to jest sposób na ratowanie kultury, sztuki i całej branży? Czy dzięki niemu spełnią się najskrytsze sny i marzenia, a żaden artysta, dj, promotor czy właściciel klubu nie będzie musiał stawiać czoła brutalnej rzeczywistości?

To wszystko jest możliwe w nowej grze planszowej Business Techno: The Game. Swoją premierę miała podczas tegorocznej edycji festiwalu, a w światowej sprzedaży dostępna jest od listopada. Jej cel jest naprawdę prosty: zgromadzić jak najwięcej Techno Coin’ów na koncie! Na planszy znajdziecie najważniejsze i najbardziej luksusowe miejsca współczesnej kultury klubowej – możecie wybrać się na wycieczkę nie tylko do Detroit, Londynu, Amsterdamu, Berlina, na Ibizę czy do Dubaju, ale i odwiedzić nasz wyjątkowy Białystok. Zwyczaje i zachowania prawdziwego świata techno zostały przeniesione do planszowej rzeczywistości – przed wami więc jedyna w swoim rodzaju szansa na zbudowanie swojego własnego Techno Imperium. Pamiętajcie tylko, by nie utknąć na niekończącym się afterze i nie przespać szansy na sukces! Grę możecie zakupić tutaj – będzie doskonałym sposobem na jesienne wieczory, sprawdzi się jako prezent na zbliżające się święta lub… będzie testem planu na przejęcie monopolu w branży techno.

Jakie przygody czekają was w drodze do własnego Techno Imperium? Nie dajcie się zwieść – influencerska kariera to nie tylko czerpanie zysków za występy na największych festiwalach, współprac z korporacjami i grywaniem na prywatnych imprezach. Business is business!, świat branży muzycznej to przecież nie tylko wzloty, ale i masa pułapek czy trudności do pokonania. Rzućcie kośćmi i sprawdźcie, co przyniesie wam los.

Metaświat Business Techno: The Game jest immersyjny i pełen nawiązań do naszej rzeczywistości – tak naprawdę gra w pełni z niej wypływa i z niej czerpie, opowiada Dtekk. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to „gra dokumentalna” – jest nie tylko pretekstem do zabawy i rozrywki, ale stanowi też komentarz do rzeczywistości, którą tworzymy i przez którą jesteśmy tworzeni. Osobom pracującym w branży muzycznej zapewne nie będzie do śmiechu!

***

Podsumowując: czy business techno mocno kłuje mnie w oczy? Zupełnie nie, za to ogromną sympatią darzę postawę Up To Date względem tego zjawiska. Białostocki festiwal nie tylko poruszył gorący temat w branży, ale i wykorzystał go na swoje potrzeby. Bawiąc uczyć, ucząc bawić: oto mój ulubiony sposób zmiany myślenia u opornych.

I jeśli kiedykolwiek zabiorę się za budowę własnego Muzycznego Imperium, poproszę nie tylko o przychylność Techno Wróżki, ale i zdrowy rozsądek w drodze na sam szczyt.

Published December 19, 2022. Words by Agata Omelańska, photos by Krzysztof Karpiński.