Electronic Beats Poland

Festival experience w sercu miasta. Relacja z Undercity 2021

Jedni twierdzą, że elektronika najlepiej brzmi w ciemnych piwnicach lub małych klubach o skąpym świetle. Inni uwielbiają rozmach hal o doskonałej akustyce, surowym klimacie i atmosferze rodem z pierwszych rave’ów. A co, jeśli połączyć obie te wizje: zaserwować techno w nietuzinkowym wnętrzu, ale zachować jego niszowy charakter? Trzecia edycja Undercity udowodniła, że taki pomysł jak najbardziej się sprawdza, przestrzeń staje się pełnoprawnym elementem festival experience, a publiczność chce odbierać muzykę nie tylko jednym zmysłem.

W pierwszy weekend listopada wybraliśmy się na warszawski Torwar, by poznać elektroniczne oblicze (pod)miasta według Follow The Step. Oto, co zobaczyliśmy!

Dla organizatorów była to trzecia już edycja Undercity, dla mnie – jako uczestniczki – pierwsza. I choć nie mogę odnieść się w żaden sposób do poprzednich odsłon warszawskiej imprezy, mogłam na nią spojrzeć świeżym, otwartym i czujnym na wszystkie szczegóły okiem. A, wierzcie mi, było czego doświadczać.

Zacznę od oczywistej oczywistości, ale pierwsze chwile na Undercity mijają pod znakiem ogarnięcia lokalizacji. Przestrzeń COS Torwar doskonale sprawdziła się jako miejsce tego typu wydarzenia – miałam przyjemność przyglądać się wielu wyjątkowym terenom festiwalowym w Polsce i za granicą, i śmiało mogę przyznać Undercity wysokie miejsce w moim osobistym rankingu. Dopracowane, intrygujące i robiące ogromne wrażenie oświetlenie, dobra akustyka oraz wykorzystanie układu poszczególnych pomieszczeń na Torwarze jako lokalizacji scen uważam za bardzo dobre punkty tego festiwalu. Przestrzeń wręcz zachęca do pełnego zanurzenia się w dźwięku, podążania za jego rytmem i otworzenia się na doświadczenia zarówno słuchowe, jak i wizualne. I choć na festiwalu techno najważniejsza jest muzyka, sposób jej odbioru przez inne zmysły nie pozostaje bez znaczenia. Brawa dla organizatorów za dobre przemyślenie całego festival experience.

Miasto muzyki nigdy nie śpi

Jak spośród dwóch dni i tylu doskonałych nazwisk wybrać tych artystów, których trzeba koniecznie usłyszeć? Najrozsądniej byłoby… się rozdwoić, by móc tańczyć w kilku miejscach jednocześnie! Przyznaję, że patrząc na gwiazdy Undercity, miałam ogromne dylemat – dawno nie spotkałam się z tak bardzo “moim” line-up’em i liczyłam się z tym, że pewnie kilku z nich będzie grać w tym samym czasie. Przeczucie mnie nie pomyliło, ale wigor dopisał, a wygodne buty pozwoliły i na szaleństwa na parkiecie, i na szybkie poruszanie się między scenami.

Najwięcej czasu spędziłam w Tunnelach – dwóch odrębnych parkietach na pierwszym piętrze Torwaru, podłużnych przestrzeniach oświetlonych bocznymi panelami i promienistym światłem u góry. Królowało mocne, wyraziste i intrygujące techno; w pierwszy dzień festiwalu wystąpili tam m.in. Stephanie Sykes, Alignment, Sept, SNTS, Stef Mendesidis oraz 999999999 – i to właśnie ta ostatnia trójka sprawiła, że technotancerze mieli bardzo mało chwili, by złapać oddech na parkiecie. Mnie najbardziej ucieszył set Mendesidisa: o jego wyczuciu rytmu, selekcji i doskonałym klimacie słyszałam już wiele i wszystko to, co o nim mówią, jest prawdą. 2 lata oczekiwania na jego występ nie poszły na marne – potwierdzam więc to, że dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy na nie czekają!

Drugim równie wyczekiwanym momentem festiwalu był dla mnie live 999999999: nieco obawiałam się, że Dziewiątki odejdą od swoich acidowych korzeni na rzecz skupienia się na jednym, powtarzalnym rytmie. Na szczęście moje przypuszczenia szybko się rozwiały, bo włoski duet sięgnął po energię, pulsujący i wyrazisty beat – i wtedy też Tunnel był chyba najbardziej zatłoczoną sceną festiwalu. Komu zrobiło się za gorąco lub, gnany ciekawością, chciał odkryć inne oblicza elektroniki, spędzał czas na Metropolis, czyli scenie głównej. W  pierwszą noc można było tam usłyszeć najważniejsze nazwiska sceny techno: Marcel Dettman, Len Faki, Oxia, Oliver Huntemann, Oliver Koletzki i dumnie reprezentujący polską załogę Leon zadbali o to, by nikomu nie zabrakło wrażeń.

Miejskość, muzyczność i ich oblicza

Jak dobrze przeżyć drugi dzień Undercity, gdy nadal nie opadły jeszcze emocje (i brzmienie) poprzedniego? Mój pro-tip brzmi: tańczyć tak, jakby nie było jutra, a przede wszystkim wiedzieć, że będzie jeszcze lepiej. W sobotę nie tylko zagęścił się tłum festiwalowiczów, ale i poziom ekscytacji zadawał się sięgać o wiele wyżej i intensywniej  – drugiego dnia nie zabrakło i mocnego, surowego brzmienia, jak i delikatniejszych odcieni elektroniki. I jeśli o tym subtelniejszym, łagodniejszym obliczu mowa, to Undercity przygotowało propozycję również dla fanów takich dźwięków – i to nie byle jaką, bowiem ukryta za Metropolis scena District robiła naprawdę ogromne wrażenie. Ja znalazłam ją już pierwszego dnia, ale przyznaję, że nie spędziłam na niej zbyt wiele czasu (a powinnam!): jej wyjątkowa aranżacja oraz występujący artyści byli ciekawą alternatywą dla mocnego, surowego brzmienia w tunelach lub na mainie. Swoje sety zagrali tam m.in. Marcin Krupa, Marvin Hey, Norman Weber, Marcii Moto, Madmotormiquel, Mimi Love czy Raphael Hofman.

Choć zawsze miło jest mi się zanurzyć w deep-oriental, house czy klasyczny minimal, w sobotnią noc postanowiłam jednak dać się porwać wyrazistemu brzmieniu i mocnemu, szybkiemu rytmowi. Ponownie Tunnele był miejscami, w którym spędziłam najwięcej czasu: wystąpili tam m.in. Remco Beekwilder, Headless Horseman, Keith Carnal, The Lady Machine, Boston 168, Vladimir Dubyshkin, Antigone, Tommy Four Seven czy Shlømo. I jeśli miałabym wybrać najlepszy tunnelowy set soboty, to… nie potrafiłabym jednoznacznie wybrać tego jednego. Każdy z tych artystów zagrał zgodnie z moimi oczekiwaniami; mocno, z utrzymywaną przez cały występ równą energią i porywającą selekcją – i stąd wspomniany na początku problem, który uniemożliwia tańczenie w obu Tunnelach jednocześnie.

Na szczęście takich problemów nie mieli obecni na Metropolis festiwalowicze: w sobotę główna scena również była pełna gwiazd muzyki elektronicznej, takich jak KAS:ST, Joseph Capriati, Sam Paganini, Nastia i Deas. Na spragnionych dodatkowych godzin na parkiecie czekała również kontynuacja Undercity w postaci aftera w klubie Smolna – i choć mnie pokonały zmęczenie i muzyczne emocje, następnym razem na pewno się tam wybiorę.

Jeśli skupić się na Undercity jako na miejskim festiwalu muzycznym, zapewne byłby jednym z wielu – ale z pewnością wyróżniającym się. Sam koncept wykorzystania przestrzeni typowo eventowej nie jest niczym szczególnym, ale trzeba przyznać, że inicjatywa Follow The Step została przygotowana porządnie, intrygująco i “na bogato”. Tym bardziej ciekawią mnie więcej plan zorganizowania tej imprezy w innych miastach – i jeżeli pierwszym celem będzie Wrocław i jej niesamowita Hala Stulecia… to obiecuję, że nie ściągniecie mnie z parkietu przez całą noc. A ruszając na after, wsłucham się w rytm miasta i sprawdzę, jak bije jego muzyczne serce.

fot. materiały organizatora

Published November 23, 2021. Words by Agata Omelańska.