Electronic Beats Poland

Nielegalny rave w małym hiszpańskim miasteczku

Nielegalne rave’y były jednym z najciekawszych aspektów rozwoju kultury klubowej na świecie – tak charakterystyczne dla lat 90., są wciąż elementem undergroundowej sceny tzw. free-tekno. Tymczasem w końcówce grudnia w Hiszpanii odbyła się nielegalna impreza, a której donosiły hiszpańskie media mainstreamowe, a także brytyjski Mixmag I Guardian.

La Peze odwiedzają raverzy

Ponad 6 tysięcy ludzi pojawiło się 30-go grudnia 2020 roku w spokojnej (dotąd) i liczącej zaledwie 1200 mieszkańców wiosce La Peze w Hiszpanii. Niezapowiedziani raverzy, którzy skrzyknęli się wsłasnymi sposobami, rozpoczęli sylwestrową imprezę, która przeciągnęła się do sześciu dni!

Przedłużony Sylwester

Od piątku (30 grudnia) do środy (4 stycznia), we wsi La Peza w Granadzie zaczeły wyrastać namioty, food trucki, przyczepy kempingowe i siedem scen muzycznych. “La Peza liczy zaledwie 1200 mieszkańców, którzy w sobotę powiększyli się o 6 tysięcy”, powiedział Fernando Álvarez, burmistrz gminy.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

Utrudniony ruch

 

Nielegalny rave rozpoczął się w piątek, komplikując i utrudniając ruch uliczny i atakując bitami techno pobliskie miasteczko / wioskę La Peza. Muzyka nie przestawała grać przez całą dobę. Mieszkańcy z zaskoczeniem obserwowali, jak labirynt namiotów, przyczep kempingowych i siedem scen stopniowo rośnie.

Wśród uczestników rave’u byli nie tylko Hiszpanie, ale także Włosi I Holendrzy.

Rozgłos dzięki imprezie

 

Mimo braku pozwoleń, festiwal potrwał 6 dni, po czym imprezowicze zaczęli demontować namioty i sceny.

 “Prawdę mówiąc, gdybym wiedział, kto to  wszystko zorganizował, zatrudniłbym ich do planowania naszej corocznej wiejskiej fiesty” powiedział burmistrz gminy, wspominajac również, że ten incydent dał mieszkańcom trochę rozgłosu na świecie.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

 

Published January 13, 2023. Words by Artur Wojtczak, photos by fot. /Shutterstock.