Electronic Beats Poland

Fairground of Tears: Robię muzykę bazując na emocjach #wywiad

Brzmienie Fairground of Tears (aka Piotr Śledziński) można sklasyfikować jako ciemniejsze, industrialne i cięższe noisujące techno. Artysta jest kuratorem londyńskiego cyklu imprez EXILED oraz rezydentem Noise Orchestra. Jego bogate doświadczenie i poszukiwanie ekspresji mają swoje odzwierciedlenie w licznych produkcjach. Nie ograniczony przez żaden konkretny styl, Fairground of Tears tworzy świetną mieszankę gęstych industrialnych tekstur i atmosfery.

Z Piotrem rozmawiamy w przeddzień wydania jego najnowszej EP-ki “Execution”. EPka zawiera 5 oryginalnych utworów i 5 remiksów autorstwa Melanii, Phin, Pre Silent, Antechamber i Tomohiko Sagae, które są ścieżką dźwiękową do historii widzianych z dwóch różnych perspektyw: ofiary i zabójcy. Ten odważny koncept doskonale współgra z linią legendarnej berlińskiej wytwórni Instruments of Discipline, która skupia się na nowatorskim myśleniu i przesuwaniu kolejnych granic w sztuce.

Skąd wziął się projekt Fairground of Tears? Jakie są Twoje muzyczne korzenie? Od czego zaczynałeś tworzenie muzyki?

Moje korzenie sięgają jeszcze czasów polskich i Płocka, z którego pochodzę. Płock najbardziej znany jest z upolitycznionego Orlenu i nie upolitycznionego festiwalu Audioriver i tam też zaczęła się moja przygoda z muzyką. To były czasy studenckie, pierwszy clubbing, rok 2000- 2003. Wtedy polska scena prawie zupełnie nie istniała, szczególnie w porównaniu z jej obecnym rozmachem. Imprezy techno to była lekka abstrakcja. Dominował house, trochę elektroniki, płynące transy. Bardzo miło to wspominam, choć z pewnym rozbawieniem, ale myślę, że ostatecznie wpłynęło to na melodyczność dalszych moich produkcji. Po studiach wyjechałem do Londynu i od tego czasu jestem przede wszystkim związany z tamtejszą sceną. I tak już od 17 lat. W Londynie- wiadomo- zachłysnąłem się wszystkimi klubami- począwszy od tych komercyjnych i wielkich jak Fabric, czy Ministry of Sound. Były to głównie imprezy house, czasami techno- choć jeszcze wtedy nieco lżejszego gatunku.  Potem nastąpił u mnie okres zafascynowania elektroniką, organicznymi, płynącymi dźwiękami, które wykręcają Ci głowę. Fascynowały mnie labele takie jak Boarder Community, K7!, czy Warp. Mniej więcej dwa lata po przyjeździe do Londynu kolega zaprosił mnie do siebie do studia na afterek. Wtedy jeszcze nie miałem zupełnie pojęcia o produkcji. Pokazał mi kilka maszynek, między innymi różowego Korga Electribe esx-1. Pobawiliśmy się trochę tą maszynką i kompletnie mnie trafiło- to była jedna z największych nowych zajawek. Tydzień później, w weekend, poszliśmy z moją ówczesną dziewczyną, a obecnie żoną Olą na zakupy. Patrzę- a w sklepie z używanymi rzeczami stoi ten Korg! Pomyślałem od razu: przeznaczenie! Powiedziałem do Oli: to jest coś, co chciałbym mieć. Mogę sobie to kupić, kochanie? A Ola: “Pewnie! Kupuj!” No i od tej jednej maszynki wszystko się zaczęło.Pierwsze moje produkcje były oczywiście śmieszne i nieudolne, ale od czegoś trzeba zacząć. Przez pierwsze dwa lata wszystko szło do szuflady, ale po jakim czasie stworzyłem projekt Ne Plus Ultra, który oscylował wokół elektro-organicznych dźwięków, ambientów
i dronów. Miał bardzo filmowy klimat. To był bardzo fajny okres i bardzo dobra nauka.
Po czterech latach poczułem jednak, że do niczego mnie to nie prowadzi. Czułem się wypalony i nie wiedziałem co dalej ze sobą zrobić. Miałem jakieś mniejsze i większe wydawnictwa, ale bez żadnego echa. To był rok 2017. Wtedy bardzo dużo imprezowaliśmy, ale jednocześnie miałem bardzo dużo personalnych problemów. Wewnętrznie, jako człowiek byłem w bardzo mrocznym miejscu, a na zewnątrz wsiadałem na ten imprezowy roller coaster. To rozdarcie przełożyło się na projekt Fairground of Tears. Z jednej strony życie było jak taki “fairground” [tłum: wesołe miasteczko, jarmark] – przesiadasz się z jednej karuzeli na drugą, tu się bawisz, tam się bawisz, wszystko wygląda pięknie  i życie niby się toczy, ale wewnątrz było dużo łez. Kiedy postanowiłem zrobić coś nowego i odciąć się od Ne Plus Ultra, zacząłem budować na dwóch przeciwległych biegunach- pozytywnych uczuć, które przynosiły imprezy, ale też bardzo ciemnego nastroju, który miałem wtedy w sobie. Ten projekt stał się pomostem łączącym mój świat przeszłości i przyszłości. Chociaż próbowałem odciąć się grubą kreską od brzmienia Ne Plus Ultra, wciąż pamiętałem jaką radość dawało mi komponowanie melodii. Wciąż były tam elementy, które bardzo podobają mi się w muzyce. Musiałem jakoś to przełożyć, zacząć budować na tym, czego się nauczyłem, coś zupełnie nowego. Zacząłem kombinować jak brzmienie organiczne można przełożyć na bardziej industrialne i zrobić coś ciekawego i oryginalnego.

Jest to coś, co zdecydowanie wyróżnia Twoją muzykę- właśnie ta melodyczność.  Interesujący jest Twój przeskok pomiędzy dwoma skrajnymi biegunami- od ambientu do muzyki bardzo radykalnej, industrialnej, bardzo często na pograniczu noise’u.

To właśnie ten rozedrgany okres w moim życiu dał mi ten przeskok. W przeciągu dwóch lat z tych wydarzeń bardziej elektronicznych, IDM, przerzuciliśmy się na muzykę bardziej dynamiczną, ciemną, ciężką. Zaczęliśmy chodzić na inne imprezy: BLANC, KAOS, na rejwy w opuszczonych magazynach. To była zupełnie inna bajka, inna energia. Może właśnie tego było mi trzeba. Kiedy czujesz się wypalony w swoim małych hermetycznym świecie, dobrze jest dostarczyć sobie nowych bodźców. Na nowo odkryłem cięższe brzmienia.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

Twoja nowe wydawnictwo “Execution” to już Twoje drugie wydawnictwo na berlińskim labelem Instruments of Discipline, chociaż pierwsza samodzielna EPka. Opowiedz jak doszło do waszej współpracy.

Z Luną Vassarotti, założycielką labelu i Augustem Skipperem poznaliśmy się na imprezie, którą prowadzę razem z Olą- EXILED. Zabukowałem ich duet OPERANT na londyński debiut, który był fenomenalny. Zagrali niesamowicie, parkiet wyglądał jak stado ludzi obłąkanych, pląsających każdy w inną stronę. Mega atmosfera. Przez ten booking się zaprzyjaźniliśmy. Na tej samej imprezie poznali się z Ireen Amnes, która wysłała do Luny demo i zapadła decyzja o jej płycie. Ireen spytała mnie, czy nie zechciałbym wraz z Polanskim zrobić remiksów jej utworów. Zrobiłem dla niej dwa remiksy, z czego jeden ukazał się na kasecie, a drugi wydałem półtorej roku później na swoim Bandcampie jako free download. Tak wyglądało moje pierwsze wydawnictwo na IOD. A teraz przyszedł czas na drugie, z którego jestem bardzo dumny.

To wydawnictwo jest o tyle niezwykłe, że nie jest zwykłą muzyczną EP-ką, ale co rzadkie w wydawnictwach muzycznych – jest  to cały konceptualny twór. Mamy do czynienia nie tylko z konstrukcją melodyczną, ale też z konstrukcją odbioru przez słuchacza, który wprowadzany jest w pewien narzucony kanon odbioru. Jest to bardzo mocny projekt, w którym słuchacz utożsamia się z ofiarą albo oprawcą. Skąd przyszedł do Ciebie ten pomysł? To, że lubisz ekstrema jest już oczywiste.

 

Nie do końca tak ekstremalne rzeczy bo jestem z natury bardzo łagodną i wychillowaną osobą. Moja percepcja rzeczywistości jest wzrokowo- słuchowa. Oglądam bardzo dużo filmów i seriali dokumentalnych. W tamtym okresie przewijały się jeden za drugim filmy o seryjnych mordercach i seriale o seryjnych mordercach, takie jak “Mindhunter”, czy dokumenty o Tedzie Bundym. Był też jeden o ludziach, którzy spędzili życie z celi śmierci czekając na wyrok. Obejrzałem mnóstwo wywiadów i ciekawych wypowiedzi. Słuchając tego wszystkiego człowiek zaczyna się zastanawiać, jak skonstruowane są nasze umysły, że ktoś potrafi się posunąć do takich okropności, odebrania drugiej osobie życia i to w sposób niezwykle brutalny, czy tak jak w przypadku seryjnych zabójców- wielokrotnie. Rozważając te schematy, wpadł mi do głowy pomysł, żeby nagrać ciemną narracyjną ścieżkę dźwiękową dla tych historii. Zastanawiałem się, co Ci ludzie muszą odczuwać- zarówno ze strony oprawcy, jak i ofiary. Każdy z pięciu oryginalnych numerów nawiązuje do specyficznej mocnej sceny.

“Execution” to ostatni spacer do komory śmierci i ostateczny koniec życia. Co czuje człowiek w sytuacji braku ucieczki przed nieuchronnym i co czują świadkowie egzekucji? Strach, wyrzuty sumienia, odkupienie, satysfakcję czy przebaczenie?

“Confession”. Przyznanie się do winy. Zamknięcie pewnego rozdziału i ulga, jaką to przynosi.

“Torment”. Przyjemność i ból / łowca i ofiara. Oboje chcą, aby męka się skończyła, ale z  przeciwnych powodów.

“God Bless Your Rotten Soul”. Rozpacz i pogarda odczuwana na przez świadków oglądających egzekucję. Napięcie buduje się aż do momentu ciszy przed ostatnim uderzeniem zegara.

 

“Deathsman”. Czy to nie on jest największym seryjnym mordercą, czy po prostu wykonuje swoją pracę? Inspirowane sceną, w której skazaniec krzyczy do swojego kata, że to on jest tu prawdziwym zbrodniarzem. Co jeśli rzeczywiście nim jest?

 

Konceptualnie, wydawnictwo eksploruje z wielu perspektyw zjawisko seryjnych morderstw, zarówno z punktu widzenia ofiary, jak i sprawcy, wprowadzając słuchacza w rolę podglądacza. Jest to spojrzenie na różnice w budowie naszych mózgów, gdzie ból i udręka jednej osoby, jest graniczną przyjemnością drugiej.

Oprócz pięciu oryginalnych utworów, na “Execution” znajduje się także pięć remiksów zrobionych przez znakomitych producentów. Opowiedz proszę o swoim procesie twórczym i doborze artystów do współpracy przy płycie.

Nie robię muzyki z określonym deadline’em, czy myśląc o wydawaniu kolejnych EP-ek. Robię numer za numerem i wsadzam je wszystkie do szuflady. Robię muzykę bazując na emocjach, nie siadam do sprzętu z myślą że zrobię teraz techno. Pozwalam sobie na mały jam, eksperymentowanie, wolny przepływ. Dopiero jak się nazbiera w tej szufladzie, staram się komponować z moich tracków jakąś całość. Te projekt jednak poszedł dużo sprawniej, nagranie oryginałów zajęło mi niecałe dwa miesiące. Wysłałem materiał Lunie, której bardzo się spodobał. Zastanawialiśmy się, jak to dalej ubrać, więc zasugerowałem ludzi, z którymi jestem mocno związany jako przyjaciel- jak Hannie (Phin), czy Gianmarco (Pre Silent) albo osoby, które poznałem poprzez organizację EXILED. Londyński debiut Tomohiko Sagae z Japonii był prawdopodobnie najlepszym live’em jaki widziałem w życiu. Nie mogłem go nie zaprosić do współpracy. Z Antechamber znamy się ze wspólnego grania na imprezie Under My Feet, grał też na naszych imprezach jako Codex Empire. Plus oczywiście Melania., która także grała na naszej imprezie b2b z Philippem Strobelem. Z każdą z tych osób czuję się związany i każdą podziwiam. Remiks Melanii był pierwszym trackiem promującym ten album.

By loading the content from Soundcloud, you agree to Soundcloud’s privacy policy.
Learn more

Load content

 

Plany trochę pokrzyżowała nam pandemia, bo “Execution” miało ukazać się w styczniu zeszłego roku, ale niepewność i lockdown zmusiły nas do przesunięcia daty.

Czy możemy spodziewać się od Ciebie w bliskiej perspektywie więcej nowej muzyki?

Poza tą kasetą w planie mam jeszcze 3 VA. Jedna dla Dream Baby Dream, wspaniałego berlińskiego projektu- jest to fundraising dla baru. Znajdą się na niej takie nazwiska jak Phase Fatale, Unhuman, Adam X i wielu wielu innych znakomitych przyjaciół tego niezwykłego miejsca. W połowie lipca ukaże się winyl na House of Reptile, londyńskim labelu, na którym też będzie plejada bardzo fajnych artystów, między innymi Rommek, Polanski, Halv Drøm, Restive Paggona, czy Tullia Benedicta jak również label Boss Angel Attack, żeby wymienić kilkoro. Pracuję też nad dużym projektem wydawniczym z Paryża. Blocaus który jest jedną z największych imprez i o obecnie labeli w Paryżu zaprosił mnie do współpracy przy ich następnej VA i niebawem jeden z moich numerów ukaże się tam u boku takich artystów jak Melania., Tapefeed, Terrnece Fixmer, VSK, Takaaki Itoh czy Headless Horseman.

Teraz, gdy powoli odmraża się scena i będziemy mogli się znów spotykać, czy masz już w planach kolejny EXILED?

Tak! Pierwsza edycja od półtorej roku odbędzie się 17-go lipca. Planujemy zrobić ją stricte dla przyjaciół. Zagrają moje dwie najlepsze koleżanki z lokalnej sceny Red Ophis i oczywiście Phin oraz przyjaciele Pre Silent, Polanski i Vilhelm. Chcielibyśmy, żeby była to impreza bez opłaty za wstęp, żeby oddać coś tej społeczności, która cierpliwie czekała na okazję do spotkania się przez długi rok. Chcemy się po prostu znów czymś dobrym podzielić z innymi. Na tym polega bycie częścią  sceny.

 

 

Published May 27, 2021. Words by Anka Pitù.