Electronic Beats Poland

SEPT: Pracując na lokalnym rynku z zagranicznymi labelami, przyczyniam się do rozwoju polskiej sceny

SEPT to jedna z najciekawszych postaci polskiej sceny techno. Jest ceniony jest zarówno jako producent jak i DJ – jego tracki supportuje cała rzesza znakomitości świata techno: od Carla Craiga, Chrisa Liebiga po Marcela Dettmanna.

Z okazji premiery EP-ki „Challenge”, na której znajduje się m.in. remiks słynnego producenta Headless Horsemana, rozmawiam z artystą o związkach z tworzeniem techno z klasycznym wykształceniem muzycznym, najciekawszych występach na świecie, działalności promotorskiej „Bóg Jest w Techno”, roli Berlina i nadchodzącym Instytut Festivalu.

 

Sept, jesteś jedną z najciekawszych postaci warszawskiej, a właściwie polskiej sceny techno. Jak zaczęła się twoja przygoda ze słuchaniem, a potem produkowaniem muzyki?

Z produkowaniem muzyki zaczęło się w 2010 roku. Uczęszczałem też wcześniej do szkoły muzycznej – byłem wiolonczelistą. I po jej ukończeniu nie chciałem tracić kontaktu z muzyką – wtedy zacząłem tworzyć. Najpierw działałem na Fruity Loopsie, potem przeskoczyłem na Abletona. Pierwsze kompozycje oscylowały wokół electro-house, ale ta scena jakoś szybko „umarła”. Jeżdżąc wtedy regularnie na Audioriver, wkręciłem się w brzmienia techno.

Od wiolonczeli jest dość daleko do techno…

Tak, ale techno dało mi możliwość samodzielnej pracy nad kawałkami w domu. Gdybym, chciał nagrywać muzykę klasyczną, musiałbym znaleźć osoby, które chciałyby ją ze mną pisać i nagrywać. A tutaj mogłem działać we własnym zakresie.

Mam wrażenie, że działasz muzycznie bardziej globalnie aniżeli lokalnie: grasz swoje sety właściwie wszędzie: od Niemiec i Austrii aż po Kolumbię. Czy od początku tak planowałeś swoją karierę producencką? Od razu widziałeś tzw. większy obraz i nie chciałeś się zamykać na lokalnym podwórku?

Zawsze bardziej mnie interesowała kariera międzynarodowa, bo oprócz robienia muzyki, lubię też podróżować. Za granicą jest też wiele wydarzeń, gdzie mógłbym wystąpić. Istotnym aspektem jest też fakt, ze w Polsce nie było zbyt wielu labeli, gdzie mógłbym wydawać, a większość z nich jest tak czy inaczej digitalowa. A wydanie winyla znacznie podnosi rangę muzyki, można wtedy skupić większa uwagę odbiorców. Poza tym dużą część DJ-ów nadal gra tylko z winyli, np. Sven Vaeth.

Czy grając na świecie widzisz jakieś znaczące różnice w klubach i wśród publiczności? Gdzie występowało ci się najlepiej?

Każdy kraj ma swoją specyfikę publiczności. Ale chyba wymieniłbym Czechy: bardzo energicznie reagujący ludzie. W Kolumbii też było doskonale: ludzie są mniej entuzjastyczni ale swoje zajaranie demonstrują np. gwizdaniem. Oczywiście bardzo lubię grać też w Polsce: mamy coraz większą liczbę świetnych imprez i festiwali.

Występowałeś ostatnio w Ameryce Południowej – to dość rzadka destynacja jak na polskich DJ-ów. Jak ci się tam występowało? Czy zdarzyło się coś nietypowego oprócz np. zjedzenia świnki morskiej?

Ogólnie miałem wrażenie, że w Ameryce Południowej panuje straszny chaos, ale mimo to ludzie w tym wszystkim się odnajdują i to jest właśnie zaskakujące. Nie pędzą jak Europejczycy, nie biorą wszystkiego na poważnie tylko działają we własnym rytmie.

Twoje tracki supportują wielkie nazwiska sceny techno: od SLAM i Dettmana po Chrisa Liebinga. Jakie to uczucie? Przecież nie jesteś na scenie aż tak dawno…

Zawsze gdy jest wydanie nowego tracka, label prowadzi akcję promocyjną tej nowości i z niecierpliwością oczekuje jaki tym razem będzie feedback. Nie nawiązałem może jeszcze jakiegoś „żywego kontaktu” z którymś z nich, ale powiem, ze oprócz wysyłania promówek do nich, wysyłam też kawałki jako demo, te niewydane. I ostatnio jeden z moich ulubionych artystów – zdecydował, ze umieści mój numer na jednej z kompilacji, która ukaże się w drugiej połowie tego roku, ale więcej szczegółów podam już wkrótce. Stąd moja teza: wysyłanie popłaca. Ci najwięksi artyści odsłuchują nadesłane demo, choć czasem nie odpisują od razu.

Skąd pomysł na zarządzanie berlińskim labelem voxnox?

Grałem kiedyś w Hamburgu i przyjechała tam ekipa z voxnox. Poznaliśmy się, a potem zaprosili mnie na granie do klubu obok Monachium. Znaleźliśmy szybko wspólny flow, bo oni lubią moją muzykę i mój gust muzyczny i tak oto zostałem A&R ich labelu. Przeze mnie przechodzą demówki, dokonuję selekcji muzycznej materiału do wydania. Działamy głównie online’owo, ale ja mniej więcej 5 razy w roku jestem w Berlinie i robimy burze mózgów, omawiamy showcase’y, które zresztą mieliśmy już w Innsbrucku, Goeteborgu, Pradze, a wkrótce też i w Warszawie! .

Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że Berlin – nazywany umownie “stolicą techno”- przyciąga bardzo wielu artystów, którzy są tam dla siebie konkurencją…?

Tak, coś w tym jest. Ja na początku kariery też myślałem o wyjeździe do Berlina i sterowania stamtąd swoją karierą. Ale szybko zdałem sobie sprawę, że… tam są wszyscy (śmiech). Stwierdziłem, ze pracując na lokalnym rynku z zagranicznymi labelami, przyczyniam się aktywnie do rozwoju lokalnej sceny. Życie w Belinie ma naturalnie swoje plusy: ta branża opiera się przecież na interakcji. Ale chyba warto rozwijać się będąc aktywnym lokalnie. Tak również robi chociażby Cleric, który nigdy się nie przeprowadził do Berlina.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

“Bóg jest w techno” to projekt skierowany w kierunku polskich klubowiczów. Czym wyróżnia się na scenie? Dlaczego warto u was potańczyć?

Oprócz tego, że staramy się dawać ludziom jak najlepsza muzykę, to dodatkowo podchodzimy do wszystkiego z dystansem. Na didżejce zawsze ustawiamy świecę – jak w kościele. I zawsze stawiamy na solidnych zagranicznych artystów oraz świeżych polskich, wymienię chociażby VTSS czy Vertical Spectrum. Zresztą wielu ludzi, nie wie, że Vertical Spectrum jest Polakiem, nagrywa dla najlepszych labeli, grywa go chociażby Oscar Mulero.

Pracujemy nad zmianą formuły imprez, chcemy je robić w niekonwencjonalnych miejscach. To będą wyjątkowe miejsca – nie tylko kluby – , gdzie raverzy będą mogli się wybawić.

„Challenge EP” ukazuje się już 18 maja na voxnox jako winyl i digital – z tej okazji też rozmawiamy. Wśród remikserów m.in. Headless Horseman. Jak udało ci się pozyskać go do współpracy?

Te płytę zrobiłem tak naprawdę tuż przed ostatnim Audioriver. Grałem tam wtedy live-act i pracowałem nad dość dużą ilością numerów. „Challenge” skończyłem przed festiwalem, ostatni numer „Astral Spirits” zrobiłem de facto już 2 lata temu i pierwotnie miał wskoczyć na mój album. Szukaliśmy wielu artystów, którzy by mogli remiksować ten numer, mieliśmy nawet kilka, ale nie pasowały nam stylistycznie do wydania. Mój agent skontaktował mnie wtedy z Headless Horsemanem, a ten polubił ostatni utwór i postanowił go zremiksować. Cieszę się że tak znani artyści ciągle zwracają uwagę na muzykę.

Headless Horseman grał na poprzedniej edycji Instytutu, ty tymczasem pojawisz się na pierwszym Instytut Festival w Modlinie. Czego spodziewasz się po tej imprezie?

Wydaje mi się, że poziom muzyczny jest bardzo wysoki – to będzie zdecydowanie jedna z najlepszych imprez tego roku. Zainteresowanie jest ogromne, bo już zapisanych jest chyba 25 tysięcy osób, wygląda to fenomenalnie, wręcz nie mogę się doczekać. Zwłaszcza ze będę dzielił scenę z rewelacyjnymi artystami jak Perc czy Cleric. I do tego Abstract Division! Cannot wait!

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube’s privacy policy.
Learn more

Load video

Published May 18, 2018.