Electronic Beats Poland

Sampha i jego symfoniczna dusza

Reprezentant The Young Turks opowiada o swoim długo wyczekiwanym debiutanckim albumie “Process” i o tym czego nauczył go Drake i Kanye West.

Sampha Sisay jest spokojnym i nieśmiałym człowiekiem, co dziwi patrząc na to, jak jest docenianym i uwielbianym artystą. Gdy zaczynał w 2010 roku, mało kto spodziewał się, że w swojej karierze zachwyci głosem i muzyką nie tylko fanów na całym świecie, ale takich twórców, jak Drake, Solange, czy Kanye West.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Twoja debiutancka EP-ka „Sundanza” oraz ta nagrana z SBTRKTem wyszły w 2010 i były bardzo spójne brzmieniowo. Potem, jak można zauważyć, twoja muzyka przeszła wiele zmian. Najbardziej dostrzegalne było to na „Dual” wydanym w 2013 roku. Możesz nam powiedzieć, co się stało w międzyczasie?

Wydaje mi się, że po prostu zacząłem dorastać. Zostałem wrzucony do czegoś dużego i może trochę się uspokoiłem. To był też moment, kiedy zacząłem używać innego programu do produkcji, Logic, co naturalnie też zmieniło estetykę mojej muzyki. Wcześniej używałem Reasona. Sądzę, że po prostu zaczęły mnie interesować inne rzeczy. Nie określiłbym się mianem powierzchownego, ale wcześniej miałem zupełnie inne spojrzenie na życie. Miało to też związek z nowymi doświadczeniami życiowymi – dowiedziałem się, czym naprawdę jest label muzyczny, jak to jest występować przed ludźmi. Do tego muzyka, która pojawiała się wokół mnie i tacy artyści jak The xx  odrobinę otworzyli moje uszy.

Wiele się też działo w twoim życiu prywatnym. Gdy wspominasz „dorastanie”, brzmi to trochę jakbyś mówił o muzyce, ale nie tylko?

Tak, dużo się działo gdy miałem 18, czy 19 lat. Mój starszy brat miał poważny wylew. O mało nie umarł i teraz żyje z efektami tego zdarzenia. U mojej mamy zdiagnozowano raka. Musiałem  więc mierzyć się z ciężką rzeczywistością. Nagrałem kilka demówek tuż przed tym, jak to wszystko się wydarzyło. Muzyka w dużym stopniu dokumentuje to, kim jestem w danym momencie. Czasami patrząc na moją muzykę, myślę „Ale byłem… szczęśliwy” (Śmiech). Może nie tyle „szczęśliwy”, ale byłem niewinny i ten stan był bardzo błogi.

Rodzina odegrała ważną rolę w twoim muzycznym rozwoju?

Miałem czterech starszych braci i w temacie wiedzy muzycznej zostałem dobrze przygotowany. Muzyka w mojej rodzinie jest bardzo ważna, to prawdziwa miłość dla wszystkich. Nie sądzę by jakoś przeżywali swoje chwile poprzez moje doświadczenia, ale często mówią „gdybym tylko mógł robić to, co ty”. Mam starszego brata, który pisze muzykę i który pomógł mi się otworzyć na różne brzmienia, ponieważ ma bardzo indywidualny gust muzyczny. Wchodziłem do jego pokoju i słyszałem The Clash, The Strokes, Briana Eno, czy Mos Defa. On nie zna żadnych ograniczeń jeśli chodzi o to, czego słucha. I to było też istotne dla mnie. Dzięki rodzinie bardzo wcześnie otworzyłem się na różne rodzaje muzyki.

W muzyce, którą wydajesz od czasu „Dual” o wiele bardziej odkrywasz się przed słuchaczem. Jest bardziej osobista, intymna i wrażliwa. Kiedyś w wywiadzie powiedziałeś, że po prostu „odczuwasz wiele rzeczy” i to słychać w twojej twórczości.

Rzadko wyrażam swoje emocje poza muzyką. To dziwne – możliwe, że bez muzyki nikt nie wiedziałby, co naprawdę czuję, albo nawet jak wiele mam w sobie uczuć, które wyrażam przy pomocy produkcji. To bardzo ważne i dzieje się naturalnie. Jest w tym jakiś element kalkulacji, bo oczywiście siedzę w domu i produkuję świadomie. Ale podstawa jest bardzo katartyczna; muzyka to miejsce, gdzie mogę opowiadać o rzeczach i po prostu czuć. Przy tylu przeżyciach łatwo jest się znieczulić. Wszystko płynie, a ty stajesz się obojętny na to, co się dzieje wokół ciebie i nie jesteś w stanie docenić tego, przez co przechodzisz.

Bardzo interesujące jest to, jak wiele muzycznych scen łączysz w swojej twórczości. Od Young Turks, przez SBTRKTa i Lil Silvę , a do tego tacy ludzie jak Kwes, Micachu, czy Dels. Na dokładkę Drake, czy Kanye. Co przyciąga tak wielu różnych twórców do Twojej muzyki?

Nie wiem. Sam pomysł „gatunku”, to dziwny koncept i bardzo rzadko udaje mi się go wyrzucić z umysłu. Tylko kilka razy miałem chwilę, gdy tworzyłem i myślałem „Oh wow, nawet nie myślę o gatunkowych ramach”. Zdarza mi się przykładowo słuchać malijskiej muzyki i zauważyć, że pewna rytmika, czy tempo, są takie same jak w hip-hopie, a jest tak wiele różnych muzycznych połączeń, których nie zauważamy. Tak jak mówiłem, moje uszy są otwarte na wiele różnych rodzajów i sposobów tworzenia. Ale współpraca z tymi ludźmi jest o tyle prostsza, że ostatecznie jestem wokalistą i piszę piosenki. Ten fakt pozwala mi łatwo przechodzić przez różne mosty. Przy czym równolegle jestem zainteresowany produkowaniem i tworzeniem muzyki elektronicznej.

To prawda. Ale chodziło mi też o społeczny wymiar tych kooperacji.

Tak, to dosyć dziwne. Z Kwesem przegadaliśmy wiele godzin poprzez MySpace’a. On kocha Kanye na przykład. I Kwes usłyszał o mnie bardzo wcześnie, gdy jeszcze mało kto mnie znał – powiedział mi wtedy: „Kiedyś ludzie będą słuchali twojej muzyki – Kanye też”. To było w tamtym momencie tylko marzenie „Jasne, jasne” myślałem. Ale on miał wizję tego, a ja nie wtedy jeszcze nie. Mimo, że od młodości słuchałem tych muzyków i czasami wyobrażałem sobie, że byłoby wspaniale, gdyby usłyszeli mnie, ostatecznie wyglądało to całkiem inaczej w prawdziwym świecie. Ale zawsze to połączenie wisiało w powietrzu.

Wydajesz się bardzo skromny i rozważny, więc wizja ciebie w otoczeni takich osobistości świata sceny jest dość oryginalna. Jakiej najważniejszej rzeczy nauczyłeś się dzięki współpracy z Drakiem, 40 czy Kanye?

Jest zawsze coś wyjątkowego w poznawaniu nowej osoby. Patrząc z zewnątrz nie doceniasz pewnych rzeczy bo wydaje ci się, że oni tacy już po prostu są, ale gdy wchodzisz do środka nagle to co miało być oczywiste już takie nie jest. Ludzie naprawdę pracują nad tym, jak są postrzegani. W przypadku Drake’a naprawdę zrozumiałem, jak bardzo jest utalentowany. Umiejętność pisania – umiał usiąść, napisać coś, spojrzeć na swojego Blackberry’ego, wejść do studia i nagrać po prostu nowy kawałek. Gość jest bardzo płodny i ma wizję – jest szalenie zdeterminowany, aby ją spełnić. Gdy mówi przykładowo o swoim albumie czy o przyszłości i jest w stu procentach pewien tego, co go czeka. Trzeba mieć jaja, aby myśleć o przyszłości w taki sposób. Dzięki Kanye uświadomiłem sobie, że możesz być w różnych miejscach w różnych chwilach,  ale nie musisz należeć do żadnego z tych momentów. Dla Kanye jest to sytuacja, w której nie musi być nawet w pokoju, aby produkować tracki. Jego głowa, jego myśli nie są obecne. Może korzystać z pomocy ludzi, którzy pomagają mu tworzyć wszystko działające na zasadzie „open-source”. On tak działa – pozwala ludziom tworzyć, dyskutować i szukać pomysłów. Uświadomiłem sobie, że ja też nie tworzę nigdy sam. Nawet komputer, którego używam, program – ktoś to stworzył. Każdy moment twojego życia jest z kimś połączony. Nie ma niczego, co by zostało zrobione w oderwaniu od innych. Nie pracowałem z ludźmi prawie nigdy nad własną muzyką. Miksowałem ją sam, nagrywałem wokale, a przecież nie muszę tego robić. Ale w tym samym czasie jeśli chce w ten sposób tworzyć – mam do tego pełne prawo. Czuję, że autentyczność tego, co robię nie zostanie rozmyta poprzez fakt, że nie pracuję nad wszystkim sam. Współpraca z innymi ludźmi, ich wsparcie nie zmienia faktu, że to co tworzysz jest “twoje”. Jeśli sądzisz inaczej, żyjesz w błędnym przekonaniu…

Czy w twoim życiu byli muzycy, od których nauczyłeś się lepiej grać czy śpiewać? Bo wyczuwam w tobie ten „symfoniczny soul” – zresztą w ten sposób określam twoją muzykę.

Wydaje mi się, że kimś takim byli 4 Hero – głównie ich remixy takie jak „Black Gold Of The Sun” czy „La Fleur”. Dzięki nim zacząłem słuchać Rotary Connection i tego typu psychodelicznych, orkiestralno-soulowych rzeczy.

To ciekawe bo w twojej odczuwam nawiązania do Steviego Wondera?

Tak na pewno. Fakt, że słuchałem jego muzyki, gdy miałem siedem lat, czując dokładnie te same emocje, które uderzają mnie, gdy słyszę jego twórczość dzisiaj – to wyjątkowe. To magia.

Śpiewasz, grasz na instrumentach, produkujesz – która z tych rzeczy jest dla ciebie najtrudniejsza?

Poprawianie rzeczy. Podświadome myślenie, że gdy coś już zostało przeze mnie nagrane i tak powinno zostać zmienione. Najczęściej tworzenie muzyki jest naturalne – wręcz uduchowione. Tak samo, gdy z tobą teraz rozmawiam, nie myślę o tym, co powiem tylko słowa wypływają z mojego mózgu. Identycznie jest ze śpiewaniem. Myślę, że duchowość opiera się dla mnie na zrozumieniu, że nie wiem co się wydarzy. Gdy świadomość się pojawia i muszę pracować nad tym, co już ze mnie wypłynęło – wtedy zaczyna być ciężko. Gdy to robisz i czujesz, nie musisz o tym ani trochę myśleć.

Published January 30, 2017.