Electronic Beats Poland

Problemy w chmurze

Platforma ma piękne założenia – może na niej publikować każdy, limit darmowego uploadu jest relatywnie hojny, tworzenie społeczności jest łatwe (choć zostało utrudnione przez likwidację grup – miejsc, gdzie mogli skupić się twórcy z jednego gatunku, kraju itp.). Z drugiej strony – nigdy nie istniał sensowny plan finansowy, koszty utrzymania serwerów rosną (a na serwis trafia kilkanaście godzin dźwięku na minutę), na SoundCloudzie w bezpośredni sposób zarobić mogą niemal wyłącznie ludzie podpisani do dużych wytwórni (które zawarły umowy licencyjne z serwisem), interfejs powoli staje się coraz bardziej archaiczny, a wprowadzenie płatnej subskrypcji dla użytkowników zakończyło się porażką większą niż YouTube Red. Przez jakiś czas można się było łudzić – a to złudzenie podbijały rzeczywiste sukcesy producentów i producentek muzyki elektronicznej – że dzięki SoundCloudowi można się wybić, wedle klasycznej zasady współczesnej ekonomii cyfrowej – “content za promocję”, ale i te marzenia zostały rozbite przez niesamowitą saturację rynku muzycznego. Historia serwisu jest dość pogmatwana, a jego istota pełna sprzeczności – owszem, możesz walczyć o uwagę, ale co z Twojej walki, jeśli na arenę wciąż wkraczają kolejni chętni, a jej bramy są wciąż poszerzane? Demokratyzacja, choć piękna i zgodna z pierwotnym duchem ekspresji, okazała się być bardzo złym pomysłem biznesowym. Miażdżąca większość artystów i artystek obecnych na serwisie nie tylko nie zarabia bezpośrednio na swojej uploadowanej muzyce (niezależnie od ilości odsłuchań), a jeszcze do niej dopłaca – wyjście poza limit minut kosztuje, co może być problemem dla ludzi z obszernym katalogiem.

W tym kontekście zupełnie nie dziwi obecna atmosfera wokół SoundClouda, podgrzewana informacjami o masowych zwolnieniach (173 pracowników, niemal połowa pracujących). TechCrunch opublikował dość niepokojący artykuł, z którego wynikało, że pieniądze na działalność serwisu się kończą i wystarczą tylko do końca czwartego kwartału rozliczeniowego – czyli mniej więcej na 50 dni. Alex Ljung, CEO firmy, zaprzeczył apokaliptycznym wizjom i próbował uspokoić opinię publiczną – “SoundCloud się nigdzie nie wybiera, ani za 50 dni, ani za 80, ani w żadnej najbliższej przyszłości.”

A jest kogo uspokajać – baza SoundCloud liczy ponad 10 milionów twórców, plus około 175 milionów słuchaczy miesięcznie (przy 75 milionach Spotify). To sieć zaangażowanych użytkowników i użytkowniczek, którzy nie tylko słuchają, ale i tworzą. To przystań dla niezliczonych podcastów, artystów i artystek dzielących się swoją pracą. To miejsce, w którym wytwórnie zajawiają swoje nadchodzące wydawnictwa, a dzięki trybowi prywatnemu odsłuchują nadsyłane demówki. To ekosystem. Ekosystem, który nie potrafi się sam utrzymać, który polega na archaicznej technologii, wreszcie – który stał się polem do wypasania botów i spamerów obiecujących złote góry. Ekosystem, który wymaga naprawy. Niestety, jedynym środkiem do naprawy będą pieniądze – a 70 milionów $ zainwestowanych ostatnio przez Twittera (jeszcze większego giganta istniejącego w finansowej próżni) to raczej ponura ironia niż pakiet ratunkowy.

Artykuł opublikowany przez TechCrunch zasiał panikę w społeczności twórców. Wystarczyło wejść na dowolną z facebookowych grup, w których gromadzą się muzycy, by przeczytać posty pełne konfuzji, niepewności, a czasem nawet rozpaczy. Dla soundcloudowych weteranów to nic nowego – pogłoski o rychłej śmierci serwisu pojawiają się niemal przy każdym raporcie o finansowej kondycji firmy. Tym razem jest w tym wszystkim apokaliptyczny ton, jakiego nigdy wcześniej nie było – być może przez precyzyjne i depresyjne liczby zawarte w artykule TechCrunch, być może przez fakt, że internetowa gawiedź AD 2017 jest dużo bardziej skłonna do paniki. “Wyjaśnienia” złożone na blogu SoundClouda przez Alexa Ljunga zupełnie nie uspokajają, a nawet wręcz potwierdzają część niepokojących wieści z artykułu. Zwolnieni pracownicy mówią również o bizantyjskich wydatkach w biurach, co z pewnością nie pomaga ogólnej atmosferze.

Reakcje środowiska wychodzą poza panikę. Chance the Rapper, którego sukces można lekko powiązać z obecnością na serwisie, po telefonicznej rozmowie z Ljungiem obwieścił światu, że “uratuje SoundClouda”. Po czym nagrał nienajlepszy utwór z Young Thugiem i wrzucił go na serwis – chyba możemy się zgodzić, że nie tędy droga. Nawet sto utworów nagranych przez popularnych artystów nie pomoże z podstawowym problemem SoundClouda – brakiem sensownych metod monetyzacji. Anthony Fantano, samozwańczy “najbardziej zapracowany muzyczny nerd Internetu”, pyta wprost: “czy SoundCloud w ogóle zasługuje na ratunek?” Pytanie, czy użytkownicy powinni bronić firmy, która podejmowała złe decyzje biznesowe jest zimne, ale w sumie uzasadnione. Owszem, twórcy i twórczynie mają silny, emocjonalny związek z platformą – dla wielu to trampolina do umiarkowanej rozpoznawalności, dla jeszcze większego grona to miejsce, gdzie ich muzyka po raz pierwszy ujrzała światło dzienne. Ale emocje nie powinny do końca przesłaniać nam faktu, że SoundCloud to po prostu źle prowadzona firma, która w dłuższej perspektywie działa na niekorzyść swoich użytkowników. Problemy z monetyzacją to jedno, brak kontroli nad botami i spamerami to drugie, trzecie to całe sieci podejrzanych biznesów, które żerują na młodych artystach, oferując reposty (“podanie dalej” utworu przez kanał o dużym zasięgu) i followersów. Listę grzechów można ciągnąć dalej, ale w tym momencie nic to nie zmieni.

Co dalej? Czy szukanie alternatyw wchodzi w grę? Każdy, kto korzysta z platformy wystarczająco długo i ma choć odrobinę followersów, średnio raz w tygodniu dostaje email od potencjalnych konkurentów SoundClouda. Niestety, te serwisy, choć czasem wyglądające dużo lepiej niż SC, nie mają tak dużej bazy użytkowników. A przecież budowa nowej społeczności od zera to zadanie tytaniczne i nieprzyjemne. Nic dziwnego, że twórcy i twórczynie wolą tkwić w niepewności na SoundCloudzie, niż aktywować kilka kolejnych kont na serwisach, o których wiadomo tylko tyle, ile nasłodzi nadgorliwy CEO w mailu zachęcającym do korzystania z ich usług. Tym serwisom warto by było przyjrzeć się kiedy indziej, kto wie, może w tym gronie kryje się nowy, lepszy następca SoundClouda. Na pewno warto zrobić backup plików i z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Serwisowi przyglądał się już Spotify, ale finansowe raporty zapewne skutecznie odstraszyły giganta streamingu. SoundCloud tragicznie potrzebuje pieniędzy – jeśli je dostanie, powinien zainwestować ile się da w wypracowanie sensownego modelu monetyzacji. Powinniśmy się liczyć z możliwością zamknięcia serwisu – co prawda nic nie zastąpi już wypracowanych sieci kontaktów, ale tego typu usługi przychodzą i odchodzą – pamiętacie MySpace? Upadek SoundClouda byłby bardzo bolesny dla pewnej części branży muzycznej, ale może byłby początkiem czegoś lepszego. Może miejsca, gdzie twórcy mogą rzeczywiście zarabiać na tym, że słuchają ich tysiące (a czasem i miliony) ludzi? Może serwisu z aspektami społecznościowymi, które nie przypominają o tym, jak bardzo rozwija się technologia? Na razie możemy tylko gdybać i przyglądać się sytuacji. I pamiętajcie – jeśli wrzucaliście swoją muzykę na SoundCloud, zróbcie backup!

 

 

[Zdjęcie do artykułu via http://www.metalinjection.net/its-just-business/looks-like-soundcloud-isnt-shutting-down-after-all]

Published July 21, 2017.