Metalowe podsumowanie roku
To był świetny rok dla metalu. Ilość wydawnictw w niemal każdym podgatunku przekroczyła granice poczytalności, koncerty zasłużonych dinozaurów w rodzaju Slayera czy Iron Maiden były niemal popkulturowym fenomenem, a ze względu na nieusprawiedliwioną nostalgię za przełomem wieków wielu ludzi przypomina sobie, że w wieku nastoletnim szarpidructwo to było to (albo przynajmniej Tool i nu-metal). Raperzy przejęli stylówkę i energię metalu, czym zbliżają nas do powrotu tego nieświętego przymierza. Czy wyjdzie, jak poprzednio? Zobaczymy.
A teraz na poważnie. 2018 to rok death metalu, często o progresywnym i technicznym zabarwieniu. “Idol” Horrendous stał się jednym z większych crossoverów do niemetalowej publiczności, poniekąd słusznie – to świetny, pomysłowy album. Na szczycie wielu podsumowań znajdziecie “Where Owls Know My Name” Rivers Of Nihil, porządny, ale przereklamowany krążek, który ma szansę połaskotać zarówno publikę nowoczesnego deathu, jak i progresywnego rocka. Kapitalne tech-deathowe płyty nagrali Beyond Creation, Revocation (gitarowe popisy w solówkach to jedno, ale na “The Outer Ones” są również wiadra wspaniałych riffów) i Obscura. Jeśli preferujecie coś z bardziej tradycyjnego rozdania, to Tomb Mold spieszą z posługą – na “Manor Of Infinite Forms” znajdziecie brud, smród i obrzydlistwo godne lat dziewięćdziesiątych. Szkoda, że nie mogę w tym zestawieniu uwzględnić ostatniego wydawnictwa deathowej supergrupy Bloodbath, które jest w porządku, ale nic ponadto, niestety. Ale najwyższe wyróżnienie zostawiam dla płyty “ION” zespołu Portal. Większość albumów, które wyróżniłem powyżej, innowację traktuje ostrożnie (“Idol”, Rivers Of Nihil), albo wręcz ją ignoruje (Obscura, Revocation), ale “ION” to zupełnia inna rzecz. Od elektryzującego brzmienia (zgodnego z okładką) po wciąż mutujące kompozycje – ostatnia płyta Portalu to powiew świeżości w death metalu.
Polska to kraj metalem stojący, czemu trudno się dziwić – warunki religijno-pogodowe wręcz pchają nas w objęcia mroku i herezji. 2018 to rok Behemotha, który wskoczył na iście gwiazdorski etap kariery, wyprzedając koncerty na całym świecie. Trochę szkoda, że to wszystko dzięki przeciętnemu albumowi “I Loved You At Your Darkest”, który chcąc powtórzyć artystyczny sukces kapitalnego “Satanista” jest jego bladą kopią (z kilkoma dobrymi momentami). Na scenie pojawiły się za to nowe, obiecujące projekty. “Znikąd” Angrrsth było dla mnie sporym zaskoczeniem, mimo, że zespół nie wymyśla blackowego koła na nowo. “Piach” Goryczy wczepił mi się w mózg rytmicznymi szponami. Ciężko uznać Kły za debiutantów, ale “Szczerzenie” to ich pierwszy długograj, bardzo warto polecenia. Z kolei inne obiecujące projekty wreszcie wypełniły swój potencjał – “Vacuum” Entropii pokazuje, że można pchać metal w przyszłość nawet z tradycyjnym instrumentarium, a “Matko ciszy” Ugorów to udany mariaż noise rocka i black metalu. Dorzućmy do tego “Hollow Earth” Outre – jeden z najbardziej agresywnych i przepełnionych złem blackowych krążków tego roku. Jednak w 2018 wszystkich rozłożyli weterani. “Lawa” In Twilight’s Embrace to jedna z najlepszych polskich metalowych płyt ostatnich lat. Emocjonalnie wstrząsająca, imponująca wokalnie i kompozycyjnie – dojrzały zestaw, zawarty w zwięzłej formie. Kriegsmaschine i ich “Apocalypticists” przyszło znienacka i zabrało ze sobą głowy. Dawno nie było tak interesującej rytmicznie płyty, do tego z tak świetnym tonem gitar i udanymi kompozycjami. Zresztą atmosfera tego wydawnictwa – opresyjna, ciężka, ale jednak wciągająca – również należy do jego największych zalet.
Klasyczny heavy metal także dostarczył kilku dobrych wydawnictw. Szczególnie ucieszył mnie powrót do formy Judas Priest, którzy nagrali swój najlepszy krążek od legendarnego “Painkillera”. Można wiele mówić o obecnym składzie personalnym zespołu (szczególnie w kontekście koncertów), ale np. “Lightning Strike” to jeden z najlepszych heavy metalowych hymnów ostatnich lat. Bardzo przyjemnie słuchało się także Visigotha. “Conqueror’s Oath” ma świetne melodie i ducha NWOBHM, którego nigdy dość. Jeśli chodzi o bardziej powerowe granie z krainy sera, to tutaj wyróżniam Judicatora i “The Last Emperor”. Power thrash, jakiego nie powstydziłby się wczesny Blind Guardian! Jak już thrashujemy przy klasycznym heavy metalu, to warto wspomnieć o “Cruel Magic” Satan – jeśli macie jakieś pomysły, jak się pozbyć tych melodii z głowy, to zapraszam. Przy okazji retro-artystów dobrze zajrzeć, co u Ghost – nie wiem, czy to jeszcze metal, ale z pewnością ten zespół zastąpi dinozaurów na stadionach, a “Prequelle” swoim ejtisowym, przebojowym charakterem wskazuje na takie ambicje.
W krainie obfitości, jaką jest doom, mocno zdominowali weterani. Powrót Sleep to okazja do święta, tym bardziej, że “The Sciences” to porządna płyta. Zresztą Matt Pike na pewno zaliczy 2018 do bardzo udanych – również ostatnie wydawnictwo High On Fire jest godne polecenia i obok “And All Will Be Desolation” Allfather trzyma poziom w sludge/groovowej kategorii. Oprócz Sleep doskonale widzieć w formie Yob – “Our Raw Heart” jest odpowiednio ciężką i przytłaczającą emocjonalnie płytą. W 2017 funeral doom dostał spory zastrzyk popularności w postaci “Mirror Reaper” Bell Witch. O ile Mournful Congregation nie ma co liczyć na taki hype, o tyle “The Incubus Of Karma” to piękna, pogrzebowa płyta. Podobnie, jak ostatnie wydawnictwo Evoken, które również polecam zczarniałym, smutnym serduszkom.
Na specjalne wyróżnienie wytwórni roku zasługuje Ván Records. To tam ukazała się jedna z moich ulubionych płyt 2018 – “…And as We Have Seen the Storm, We Have Embraced The Eye” Chapel of Disease. Ekstremalny metal o progowych inklinacjach jest mi bardzo bliski i tak, jak “Diaspora” Cormorant podbiła moje serce w zeszłym roku, tak w podobny sposób zrobił to zespół Chapel Of Disease. I w ogóle nie przeszkadza mi to, że w pierwszym kawałku na płycie jest fragment, który niemal ociera się o country! Ale Ván 2018 to również Urfaust i “The Constellatory Practice”. Jeszcze więcej medytacji od duetu, który nigdy nie zawiódł. Nowy album jest bardziej teatralny, niż “Empty Space Meditation”, ale o dziwo działa to na jego korzyść. Jeśli szukacie muzyki, w której można się zgubić – Urfaust ma tylko taką. Na koniec roku wytwórnia wypuściła “The Scythe Of Cosmic Chaos” Sulphur Eon, ekstremalną ucztę dla miłośników i miłośniczek wszystkiego, co ma związek z Mitami Cthulhu. Interesująca płyta, oscylująca wokół lekko zablaczonego deathu. Jakby tego było mało w ramach jesiennej ofensywy, to Ván Records wydało także Svartidauði – “Revelations of the Red Sword”, majestatyczny i depresyjny album, w sam raz na długie wieczory.
Jeśli mielibyśmy rozmawiać o black metalu w 2018, to bylibyśmy tutaj do następnego grudnia, więc postaram się szybko wypluć, co nam przyniosły demony w tym roku – zresztą część wyróżnień mamy za sobą w sekcji polskiej. Immortal bez Abbatha okazał się świetnym pomysłem, z bonusowym ukłonem w stronę wczesnego Bathory. “Northern Chaos Gods” to dobra blackowa jechanka, raczej dla fanów i fanek klasyki. Głośno było o Uadzie, nie bez powodu – “Cult Of A Dying Sun” nie jest już “Cult Of Zespół Mgła” i trzeba przyznać, że amerykański zespół wyszedł na swoje własne, melodyjne pole. Panopticon znowu rozdziera nam serca – obie części “Scars Of Man On the Once Nameless Wilderness’ są po prostu piękne, nawet jeśli nie lubicie amerykańskiego folku. Człowiek – emisariusz ciemnych sił i/lub Mordoru Silenius miał obfity rok – Summoning wydało świetny album, który urósł w moich oczach, czym dłużej go słuchałem, a “Höllenzwang (Chronicles of Perdition)” Abigor jest wspaniałym pomostem między starym a nowym w black metalu.
W krainie post-blacku i dziwactw wszelakich dostaliśmy nowy krążek Deafheaven, który jeszcze bardziej złagodził brzmienie zespołu. Według mnie to zmiana na plus, co czuć też na koncertach. Jak już jesteśmy przy zespołach znienawidzonych przez metalowym ortodoksów – nie wiem, czy Nowojorczycy z Imperial Triumphant zasłużyli już na ten status, ale ich unikalny black metal o jazzującym zabarwieniu może im w tym pomóc. “Vile Luxury” to bardzo świeża pozycja i żywy dowód, że w muzyce gitarowej 2018 tylko ekstrema ma coś
ciekawego do powiedzenia. Na marginesie – o co chodzi z instrumentami dętymi w tym roku? Saksofon na Ghost i Rivers Of Nihil, dęciaki na Imperial Triumphant – coś jest na rzeczy. Jeśli nie odpowiada wam kierunek, w jakim ruszyło Deafheaven, to zawsze możecie posłuchać “Further Still” Bosse-de-Nage, które brzmi jak agresywniejsze, wczesne wcielenie autorów “Sunbather”. Zaskoczeniem roku jest dla mnie Eneferens – jednoosobowy projekt znikąd. “The Bleakness of Our Constant” to piękna płyta, łącząca black, post rock, doom, ambient i folk. Uwielbiam takie wykopaliska z Bandcampa! Warto wspierać takie projekty, jak Eneferens, tym bardziej że ten piękny album został wydany samodzielnie. Podobnie jest ze wspieraniem Rebel Wizard (który z jakiegoś powodu załapał się na metalowe podsumowanie na pewnym dużym portalu – tym lepiej!), którego “Voluptuous Worship Of Rapture And Response” cieszy mnie z winyla w kolorze spermy jednorożca (a przynajmniej tak twierdzi wydawca) już od wakacji. NWOBHM, black metal i dużo dobrego humoru – Rebel Wizard warto polecać zawsze i wszędzie!
Metal Anno Satanas 2018 jest bardzo pojemny i lubi łamać schematy. Łączenie, mieszanie, nawiązywanie weszły do kanonu i bardzo dobrze. W tym kontekście trzeba wspomnieć o “Errorzone” Vein, na którym nu-metal miesza się z post-hardcorem, metalcorem, groove metalem i elektroniką. Bardzo energetyczny album, na pewno nie dla wszystkich, ale jeśli chcecie znać potencjalną przyszłość ciężkiego, gitarowego mainstreamu, zapraszam do “Errorzone”. Wiele tegorocznych wydawnictw eksplorowało także gotyckie rejony i nikt nie zrobił tego lepiej, niż Tribulation. “Down Below” to gotycki black’n’roll, idealny dla wampirów i wampirzyc wszelkiej maści. Największą ciekawostką tego roku był na pewno Zeal & Ardor i “Stranger Fruit”. Na tym interesującym krążku black metal łączy się z pieśniami niewolników i protobluesem – nie zawsze to działa, ale trudno o bardziej oryginalne połączenie. Miałem okazję zobaczyć Zeal & Ardor na żywo i o ile do płyty raczej nie wrócę, tak na koncert bardzo chętnie.
Z ekscytacją czekam na 2019 w ciężkich brzmieniach. Ten rok dał nam tyle dobrej muzyki, że nie mogę przestać patrzeć w przyszłość z optymizmem. Czy zaleje nas nu-metalowa nostalgia? Prawdopodobne. Ale myślę, że spokojnie możemy liczyć na ekstremalne dźwięki: od deathu po black i doom, co chwilę wychodzą płyty, które mniej lub bardziej łamią gatunkowe schematy, twórczo (bądź odtwórczo, co czasem daje dobre efekty) podchodzą do metalowych tradycji, lub po prostu gniotą czaszkę ciężarem. Na koniec poręczna lista rekomendacji 2018, można powiedzieć, że dziesiątka moich ulubionych albumów wydestylowana z wywodu powyżej. Pamiętajcie, proszę, że to bardzo subiektywne zestawienie i każdy powinien mieć swoje – przy słuchaniu kieruję się swoim gustem. Za to lubię wymieniać się listami ulubionych płyt, zawsze można wpaść na coś, czego się jeszcze nie słyszało!
Panopticon – Scars of Man On the Once Nameless Wilderness
Portal – ION
Eneferens – The Bleakness Of Our Constant
Rebel Wizard – Voluptuous Worship Of Rapture and Response
Visigoth – Conqueror’s Oath
Chapel Of Disease – …And As We Have Seen The Storm, We Have Embraced The Eye
Urfaust – The Constellatory Practice
Entropia – Vacuum
In Twilight’s Embrace – Lawa
Kriegsmaschine – Apocalypticists
Published December 27, 2018.