Kto gra w grach, czyli gwiazdy filmowe w świecie cyfrowym
Podczas targów E3 2016 jedną z największch ekscytacji mediów wzbudził trailer nowej gry Hideo Kojimy zatytułowanej “Death Stranding”. Oprócz faktu, że dla Kojimy jest to pierwszy tytuł, który stworzył po odejściu z Konami, dziennikarze zachwycali się faktem obecności w tytule Normana Reedusa – gwiazdy “The Walking Dead”. Przez lata związek świata gier z Hollywood był usłany cierniami, dając nam albo słabe adaptacje, albo próby opierania się całych projektów na znanych aktorach. I łatwo wypominać Uwe Bollowi umiejętności wyciągania kolejnych milionów dolarów na jego reżyreskie bolesne próby, ale trzeba też docenić te momenty, w których fuzja świata gier i kina wyszła na dobre.
W filmie i w grze
Od kiedy Ellen Page razem z Willemem Defoe „wystąpili” w grze „Beyond: Two Souls”, coraz częściej mówi się o tym, że sławni aktorzy będą wypychali z pracy tych, którzy na dubbingu gier oparli swoje warsztaty. Jednak już przed 2013 rokiem, kiedy „Dwie Dusze” miały swoją premierę, można było usłyszeć znane głosy i zobaczyć ich właścicieli na naszych PC-tach czy Play Station.
Gra z dubbingiem znanych aktorów? O, tak!
Pierwszym tytułem, który zresztą najbardziej przyciągnął wzrok było „GTA: Vice City”, gdzie w główną rolę Tommy’ego Vercettiego wcielił się Ray Liotta, najlepiej znany z grania gangsterów. I tak jak dzięki „Chłopcom z Ferajny” wystąpił w prawdopodobnie najlepszym filmie gangsterskim w historii, dzięki czwartej części „GTA” przeszedł też do historii gier. Warto dodać, że „GTA IV” to również jedna wielka playlista, dzięki dostępnym w niej stacjom radiowym, które puszczają rocka, dance, techno i inne rodzaje muzyki.
Liotta może i był pierwszym rozpoznawalnym nazwiskiem, jakie pojawiło się w serii Rockstara, ale berło tego najbardziej ekscytującego głosu trafi na pewno do Oficera Franka Tenpenny’ego, za którego dubbing odpowiadał Samuel L. Jackson i to jeszcze przed tym, jak zdążył w oczach wielu stać się własną karykaturą przez rolę w takich filmach jak „Węże w samolocie”.
Trzy lata po premierze „San Andreas” do sprzedaży trafiła gra zalewająca nas kolejnymi odsłonami przez następną dekadę, które na zmianę zachwycały innowacjami i irytowały wtórnością. W szczytowym momencie swojej telewizyjnej kariery Kristen Bell zakończyła swoją przygodę z serialem „Veronica Mars” i wcieliła się nie tylko głosem, ale twarzą w rolę Lucy Stillman w trzech pierwszy odsłonach „Assassin’s Creed”.
W tym samym roku co „AC” swoją premierę miała pierwsza odsłona kultowej trylogii „Mass Effect” (której sequel zapowiedziany został podczas tegorocznego E3). W „ME” mogliśmy usłyszeć dwa bardzo rozpoznawalne głosy. Ulubieńca nastolatków końcówki lat 90. i początku XX. wieku Setha Greena – oczywiście w roli ironicznego pilota statku należącego do protagonisty. I legendarnego Martina Sheena, który wystąpił jako Illusive Man, a jego celem było zrzucanie moralnych bomb wprost na sumienie bohatera.
Historia wciąż pisana
Z każdym kolejnym rokiem sławne głosy i twarze coraz częściej trafiały na ekrany naszych konsol, wzbudzając wiele radości wśród przeciętnego odbiorcy gier i niepokoju wśród zajadłych graczy. W końcu jedną z najważniejszych rzeczy w grach jest imersja – możliwość wniknięcia w świat gry i zapomnienia na chwilę, że nasze ruchy padem wyzwalają tylko stworzone wcześniej przez programistów skrypty. Czy prawdziwe oddanie się grze będzie możliwe, gdy na naszym ekranie coraz częściej będą się pojawiać znane twarze? Czy nie łatwiej wcielić się w bohatera, którego widzimy po raz pierwszy niż w aktora, którego znamy z kilkunastu filmów?
Published February 25, 2019.