Electronic Beats Poland

Koniec Fabric to sygnał przemian

Europejskie media rozpisują się obecnie o upadku kultury klubowej. Impulsem do podjęcia tematu jest zamkniecie legendarnego londyńskiego Fabrica. Klubu, który już od dłuższego czasu miał problemy z lokalną administracją. Zaostrzenie środków wobec miejsca nastąpiło po dwóch śmiertelnych przypadkach przedawkowania narkotyków. Dzielnica Islington, w której Fabric się znajduje, domagała się od właścicieli wprowadzenia na wejściu kontroli przez psy wyszkolone do tropienia środków odurzających. Pomysł dość kuriozalny, który mógł spowodować więcej kosztów i niedogodności niż pożytku. Fabric udało się wygrać w tej kwestii przed wyższą instancją, jednak klub i tak pozostał na celowniku władz. Policyjni tajniacy węszyli w środku w ramach tajnej “operacji Lenor” i sporządzali specjalne raporty, z których właściwie wynikało, że przyciąga on turystów z całego świata, a atmosfera weń panującą jest zdecydowanie przyjazna. Dlaczego więc cofnięto licencję? To, zdaje się, przykład typowej brytyjskiej hipokryzji, kraju który mimo rozbuchanej konsumpcji i ogromnego wkładu w światowe życie nocne, chciałby wciąż upatrywać wcielonego zła w narkotykach i alkoholu. Przynajmniej oficjalnie, ponieważ za decyzją o zamknięciu Fabric, mogły stać również cięcia budżetowe w sektorze bezpieczeństwa lub długofalowe plany inwestycyjne. Najłatwiej jednak zwalić winę na używki, które “zagrażają pokojowej koegzystencji gości klubu i mieszkańców dzielnicy”. Doniesienia o tragicznych zgonach młodych ludzi należy traktować absolutnie poważnie, jednak czy mnożenie zakazów jest właściwym wyjściem? Z kim tak naprawdę toczy się w ten sposób walkę, z narkotykami czy z własna indolencją w tej kwestii? Bo jeśli z narkotykami, to w tej bitwie po raz kolejny należy pogratulować narkotykom.

Statystyki przytaczane w artykułach dowodzą że liczba klubów w Wielkiej Brytani spadła o niemal połowę w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Jednym z powodów jest (mityczna) gentryfikacja, która powoduje, że działki stają się atrakcyjniejsze dla inwestorów a czynsze idą w górę. Drugim jest zmiana paradygmatu uczestnictwa w świecie muzyki elektronicznej. Ostatnie lata są wielkim karnawałem muzycznych festiwali. Poza tym mamy takie platformy jak Boiler Room czy Soundcloud, dzięki którym nie trzeba wychodzić z domu by posłuchać seta ulubionego artysty. Przy wyższych cenach wynajmu powierzchni w centrach miast oraz całej cyfrowej infrastrukturze, klubom jest coraz trudniej utrzymać się na powierzchni. Mobilność oraz tania turystyka to kolejny aspekt. Skoro wszyscy znajomi ciągle gadają o tym Berlinie to czemu się tam nie wybrać? W efekcie zainteresowanie lokalnym rynkiem spada, bo wszyscy ciągną do mitycznych miejscówek w stylu Berghain.

Jeśli już jesteśmy przy Berghain, to warto nadmienić, że teraz klub będzie płacił niższą stawkę podatku, czyli 7%, podobnie jak np. państwowe instytucje kultury, teatry czy opery. Odpowiedni sąd skarbowy stwierdził, że działalność Berghain ma istotne znaczenie kulturotwórcze, a nie tylko rozrywkowe. Niemcom możemy tylko pozazdrościć, ponieważ u nas muzyka elektroniczna wciąż dostaje łatkę “umpa umpa”. Jeszcze dalej poszli Austriacy, którzy wszystkie kluby w Wiedniu uznali za “placówki kulturalne” i znieśli 15%-owy podatek dla imprez tanecznych. Z drugiej strony zniżkowy trend w clubbingu zdaje się nie dotyczyć Polski. Pomimo działania w uboższych finansowych warunkach niż Wielka Brytania czy Niemcy, entuzjazm u nas nie opada. Chociaż biorąc pod lupę Warszawę, widzimy że w ostatnim czasie zamknęły/zamykają się dwa najważniejsze/największe kluby czyli 1500m2 oraz Nowa Jerozolima. W tym wypadku zadziałały podobne mechanizmy jak w Londynie, bo obiekty i działki użytkowane wcześniej przez lokale zostały sprzedane pod inwestycję. Są jednak stałe i kultowe cykle jak niezmordowane Brutaż i Światło czy “dresomański” Wixapol, są imprezy w Instytucie Energetyki i na Basenach Skry. W wakacje ludzie bawią się nad Wisłą. Podobnie jest w innych miastach, “letnie miejscówki” otwierają się w Krakowie, Wrocławiu czy Poznaniu. Lato jest tym bardziej sezonem ogórkowym dla klubów, że niemal co weekend jest jakiś duży festiwal w innej części Polski.

Jeśli już przy festiwalach jesteśmy, to zdecydowanie należy pochwalić białostocki Up To Date, który w tym roku daje darmowy wstęp wszystkim osobom po 50 roku życia. Celem jest próba zaprzyjaźnienia starszych pokoleń z kulturą młodych, z techno oraz hip-hopem. Precedensowa sytuacja ma do tego miejsce w Białymstoku, który nigdy nie był uznawany za ośrodek awangardowy. To świetnie, że ekipa UTD chce zmieniać to oblicze.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Podsumowując, należy stwierdzić, że klubowy defetyzm obecny był w tej kulturze od dawna. Generacja po generacji wieściły upadek tego “prawdziwego clubbingu”, którego tylko one miały okazję w pełni zasmakować. Kluby zawsze były jednymi z najważniejszych inkubatorów nowych brzmień i pomysłów, jednak w dobie tak zaawansowanej cyfryzacji i przemian w tkance miejsko-społecznej, trudno oczekiwać, że ich lokalizacje i role pozostaną na tym samym miejscu. Koniec Fabric nie jest tragedią, jest zamknięciem pewnej pięknej karty w dziejach muzyki elektronicznej i być może sygnałem przemian jakie czekają scenę klubową w najbliższych latach.

 

Autor: Mateusz Kazula – didżej i organizator imprez z Wrocławia. Kiedyś połowa housowego duetu Viadrina, dziś więcej pisze i prowadzi dyskusje na temat kultury klubowej. Zajmuje się również badaniem historii muzyki elektronicznej.

Published October 27, 2016.