Adrian Sherwood. Znamy się ze słyszenia.
O swoich doświadczeniach z twórczością, działalnością wydawniczą i samą osobą brytyjskiego „megadub mastera” opowiadają reprezentanci wszystkich właściwie zakątków krajowej sceny niezależnej. Od reggae’owych soundsystemów, przez funkowe dancingi, aż po kluby techno. Wszędzie bowiem Adrian Sherwood bywa gościem serdecznie witanym, z gestem przyjmowanym i wspominanym jeszcze długo po wyjściu.
Nawet nie jestem w stanie określić przybliżonej liczby razy, kiedy w tym roku słyszałem takie nazwy jak African Head Charge, Singers & Players, czy On-U Sound bądź nazwisko Adriana Sherwooda. Sprzedawcy w sklepach z winylami co rusz polecali komuś reedycje klasycznych albumów z brytyjskiej dubowej kuźni, DJ’e potrafili w swoich setach puszczać nawet po kilka numerów z niedawno wydanych składaków „Sherwood at the Controls” czy „Science Fiction Dancehall Classics”, a kolaboracja Adriana z Nisennenmondai odbijała się jeszcze echem, gdy część ludzi zaczęła już wypatrywać jego kolejnego albumu nagranego w duecie z Pinchem. Starzy soundsystemowi załoganci z rozrzewnieniem wspominali pierwsze razy kiedy słyszeli miksy Brytyjczyka, podczas gdy młodzi elektronicy odkrywali zupełnie nowy, fascynujący świat korzennej futurologii, który Sherwood kreuje i zaludnia od blisko 40 już lat. Punki, reggaemani i disco-tekowcy, duboholicy, industrialsi i wszelkiej innej proweniencji, dźwiękowi eksperymentatorzy, wszyscy wspólnie kiwali głowami jak w transie, podczas gdy fale basu rezonowały w ich ciałach; wszyscy z równą estymą wypowiadali też nazwisko człowieka, którego podejście do stołu mikserskiego do dziś odbija się w tym jak reverby, delay’e i echa traktują współcześni adepci głębokiego basu, bujającego groove’u i chłodnej, maszynowej rytmiki. I właśnie ich słowami postanowiłem opowiedzieć historię Adriana Sherwooda, artysty, który od lat jest bardzo mocno związany z polską sceną niezależną, który nieraz współpracował z krajowymi muzykami od Trebuniów Tutków aż po Activatora Mario Dziurex’a, i który gości nad Wisłą regularnie od lat 80.
Ten pochodzący z płyty „Becoming A Cliché / Dub Cliché” nisko zawieszony remix utworu w którym Adriana Sherwooda wspiera wokalnie Simon Boggle, a sekcję dętą zapewniają Crispy Horns, sprokurował Activator Mario Dziurex, Aktywator Przestrzeni Dziura, Mariusz Dziurawiec – współzałożyciel Joint Venture Sound System, jednej z dwóch najstarszych ekip soundsystemowych w Polsce.
Mirosław „Maken” Dzięciołowski
DJ, czy też może lepiej selektor, promotor, dziennikarz muzyczny i jeden z fundamentów krajowej sceny sound systemowej. Od blisko 30 lat pruje głośniki we współtworzonej wraz Mariuszem „Activatorem” Dziurawcem załodze Joint Venture, organizuje (nie tylko) reggae’owe koncerty w klubach i na festiwalach w całym kraju, a głębokie, bujające brzmienia o jamajskiej proweniencji popularyzuje we wszelkich możliwych mediach z radiem na czele.
Z muzyką wytwórni On-U Sound po raz pierwszy zetknąłem się w moim rodzinnym Zgorzelcu, głównie za sprawą fascynacji przenikających do nas z Kluczborka, od załogi Bakshishu. O dokonaniach Adriana czytałem wówczas w artykułach braci Kleszcz czy Sławka Gołaszewskiego w „Non Stopie”. Wszyscy kochaliśmy Dub Syndicate czy Prince Far I. W 1989 roku przy okazji koncertu „Solidarność Anti Apartheid” w Gdańsku, przypadkowo spotkałem dwóch dziennikarzy muzycznych z The Guardian, świeżo zafascynowanych On-U po wywiadzie z Adrianem i wizycie w jego studio. Zostawili mi gorącą kasetę z albumami „Time Boom x De Devil Dead” Lee „Scratch” Perry’ego i Dub Syndicate oraz „ Tackhead Tape Time” Gary Clail’s Tackhead Sound System. Ta druga formacja – radykalna, dubowo-funkowa, polityczna inwazja na uszy, stała się hitem całej załogi, a Gary Clail dla podziemnej dubowej braci stał się herosem na miarę Rottena wśród punków. Za tą muzyką stało brzmienie, które zawsze wysyłało cię w kosmos. Słowo, które waliło niczym pięść po czyniących niesprawiedliwość. Adrian Sherwood stał się naszym mistrzem, a kolekcje płyt On-U Sound rosły. W międzyczasie zaczęli docierać do nas artyści związani z wytwórnią. Gary Clail nakręcił nawet w Polsce teledysk.
W końcu sam trafiłem do Londynu, gdzie zetknąłem się z ich muzyką w sposób bezpośredni. W naturalny sposób pociągnąłem historię zażyłości i długoletniej współpracy braci Kleszcz z Adrianem. W 1999 roku zorganizowałem pierwszą w Polsce trasę On-U Sound System z Joint Venture Sound System. W jej ramach w sopockim Sfinksie Adrian Sherwood miksował na żywo Bakshish. Kilkukrotnie będąc w Londynie odwiedzałem Adriana w jego domu i studio, zawsze wywożąc niesamowite wrażenia i tony nowych, fascynujących dźwięków. Graliśmy razem sound systemową sesję na Brixton. W domu Adriana w zaszczytnym miejscu zawsze wisiał plakat „Reggae nad Wartą” w Poznaniu, pierwszej wizyty w Polsce w 1985 roku. Zremiksował bądź zrealizował kilka bardzo dobrych polskich utworów, maczając również palce w pamiętnym góralsko-jamajskim spotkaniu Twinkle Inna Polish Stylee. Wielokrotnie w wielu formach gościłem go w Polsce, miksującego koncerty czy grającego sety swoich produkcji. W ubiegłym roku chociażby wspólnym setem z Pinchem roznieśli Białystok. Jednymi z piękniejszych momentów tej wieloletniej historii były koncerty Little Axe w warszawskim CDQ, japońskiego Audio Active, Dub Syndicate, African Head Charge czy też Tackhead na łódzkim Soundedit. W Łodzi Adrian odebrał też nagrodę dla „Człowieka ze Złotym Uchem”. Od dzieciństwa ten niezwykły muzyczny wizjoner związany był w jakiś sposób z Polską. Nasze relacje zawsze są wyjątkowo ciepłe, przyjacielskie i głębokie. Prawdziwy pozytywny chuligan, jedna z najbliższych mi osób w muzycznej branży. Coś, co kiedyś było nie do wyobrażenia w najśmielszych snach! Adrian Sherwood z wielu powodów mieści się w czołówce moich życiowych autorytetów. Jego dorobek muzyczny, niezwykła wizja wykraczająca daleko poza ramy gatunków, nie mają sobie równych. Na półkach w moim domu najwięcej płyt oznaczonych jest właśnie charakterystycznym logo On-U Sound Records.
A to tylko kilka z moich ulubionych:
=> Audio Active – Happy Shopper
=> Dub Syndicate – Stoned Immaculate
=> V/A – Pay it All Back Vol. 3
=> Adrian Sherwood – Becoming a Cliché
=> African Head Charge – Songs of Praise
=> Revolutionary Dub Warriors – Reaction Dub Part 1: Deliverance
Piotr „Yac” Krupiński
Producent, którego miłość do klasycznych delayów, reverbów i ogólnej dekonstrukcji zastanego materiału, od lat popycha w dubowe odmęty kryjące się gdzieś na rubieżach techno, dronów i innych dźwiękowych ekstremów. Utwór „We Miss You Mr. Style” z debiutanckiej płyty duetu Normal Bias – który współtworzy z wieloletnim kamratem w basie [77] – jest dedykowany pamięci Style’a Scotta, jednego z perkusyjnych filarów Dub Syndicate i całego On-U Sound.
Sherwood był dla mnie zawsze magikiem, ale przede wszystkim dziękuję mu za On-U Sound. Za to, że wyciągnął tych wszystkich fantastycznych muzyków z ich grajdołów i spiął razem w europejskich warunkach realizatorskich. Za to, że Dub Syndicate mógł zabrzmieć tak potężnie jak na „Ital Breakfast”, za to że świat mógł doświadczyć mistyki bębniarskiego czarodzieja Bonjo Noah i jego African Head Charge, że dowiedział się też co znaczy dub dla Japonii i pozwolił to zaprezentować takim freakom jak ziomki z Audio Active. Za tym wszystkim stał jeden niepozorny angol ze swoją futurystyczną miksologią. Pamiętam jak te dwadzieścia lat temu razem z Tomkiem, z którym tworzymy obecnie Normal Bias, przestaliśmy poznański (cudowny skądinąd) koncert Revolutionary Dub Warriors tyłem do sceny, intensywnie wypatrując kto i jak się tam tak uwija przy lampce nad konsoletą. Do tej pory nie mam pewności czy to był Sherwood, ale pamiętam, jak bardzo tego chcieliśmy… Bo tak, facet nas naznaczył.
Agim Dzeljilji
Producent związany przez lata z wrocławską grupą Őszibarack, a kojarzony także ze swojej szerokiej działalności remixersko-realizatorskiej na polu której współpracował min. z Noviką, czy Igorem Boxxem, a także zespołami Husky, Hey i Agressiva 69. Współtworzy elektro-akustyczny projekt Nervy i – dziś, przede wszystkim – działa solowo pod szyldem A_GIM.
W 2001 roku mój dawny kolega, gitarzysta Ryszard Jaworski poznał mnie z Tomkiem Doglem z którym chciał założyć zespół. My, z Tomkiem natychmiast złapaliśmy wspólny język i się wymiksowaliśmy z owego projektu szukając swojej wspólnej tożsamości. To właśnie on zaraził mnie miłością do Asian Dub Foundation i Adriana Sherwoooda, bo też jako basista był mocno osadzony w dubie i funku. A że ja już wcześniej wkręcony byłem w Zion Train czy Trans Global Underground, szybko złapaliśmy nić porozumienia. W owym czasie uwielbialiśmy elektronikę z jamajskim sznytem: zasłuchiwaliśmy się w takich nagraniach. Adrian Sherwood odcisnął silne piętno na naszym pierwszym zespole o dźwięcznej nazwie Punkin Motel, który potem przekształcił się w zupełnie nową tożsamość artystyczną jaką był zespół Őszibarack. Ale wtedy, te 15 lat temu łączyliśmy elementy rave i idm z dużą ilością dubu, inspirowani właśnie Sherwoodem. Ja jako producent mocno analizowałem jego działania od kuchni. Uwielbiałem te jego powielane tekstury o jamajskim rodowodzie; sposób używania efektów opóźniających, delay’e etc. I oczywiście, z czasem z tej charakterystycznej rytmiki i sposobu prowadzenia basu starałem się wynurzać, żeby odnaleźć własną przestrzeń dla dalszych działań, ale nawet zachowały się gdzieś te stare nagrania Punkin Motel, które są świadectwem tego naszego, dawnego podejścia.
Marcin „Kwazar” Cisło
DJ, producent i aktywista od lat związany z szeroko pojętą scenę basową. Realizator w Gagarin Studio, współtwórca takich projektów jak Respecta Sounds i Temper Temple, remixer i dubmaster znany ze współpracy z Mariką, Masalą czy Dreadsquadem. Adept Red Bull Music Academy Radio, organizator jednych z pierwszych dubstepowych imprez w Warszawie, a także wielu innych spontanicznych sound systemowych przedsięwzięć.
Adrian jest mistrzem! Podzielam jego filozofię i chciałbym bardzo zjeść kiedyś jego słynne danie wegetariańskie i pojamować w studio… Bo faktycznie mam tak, jak Adrian – acidub represent! Gagarin dub passive. Wyznaje tak jak Adrian filozofie analog live jammin’ n dubbin’ is a must!! Dubbin is the root of jazz. Fusion of sound is no illusion. Synergia wolność-analog, miłość muzyków do muzy i… jedziemy! Czy ma to jakiś sens? Dla mnie jest to treścią studyjnej i muzycznej egzystencji, moją tożsamością. Praktykuje swoja drogę kreacji, która jest bardzo bliska Sherwoodowi – freestyle dubbin – a do graczy takich jak on mam ogromny respekt ze względu na dodatkową energię którą wkładają w scenę czyli w przypadku Adriana jego wytwórnię – On-U Sound. Z której swoją drogą złapałem ostatnio „dziesiątkę” z Prince Far I’em i Singers & Players i jest ona prawdziwym sztosem. No, i poza tym ten gość robi to już 40 lat!! Jah Sherwoodari.
Bartosz „Burn Reynolds” Jankowski
DJ, kolekcjoner płyt i organizator koncertów związany z kolektywem Soul Service i ponad-wydawniczą ekipą Asfalt Records. Wraz ze swoją macierzystą formacją skompilował i przygotował do wydania serię płyt „Polish Funk”, a także antologie „Why Not Smaba” i „Strange Weekend”. I choć najbliższe są mu właśnie takie psychodeliczne groove’y w swoich setach nie ucieka też od disco czy dubu.
Pierwsze produkcje Adriana Sherwooda, jakie wpadły mi w ręce, to pierwsze albumy African Head Charge. Były to jeszcze czasy przegrywanych kaset i nie jestem w stanie przypomnieć sobie w jaki sposób trafiła do mnie akurat ta taśma. Pamiętam jednak, że w tamtym czasie bardziej interesowały mnie produkcje oparte na reggae’owej pulsacji i niektóre utwory African Head Charge przewijałem, bo wydawały mi się zbyt eksperymentalne. W tamtym czasie też nie zdawałem sobie sprawy jak ważną i wpływową postacią jest Adrian Sherwood. Ilość produkcji, remixów i płyt, które wyszły spod jego palców jest nie do ogarnięcia, a najbardziej powala ich różnorodność. Z jednej strony remixy dla Depeche Mode czy Simply Red, a z drugiej wszystkie wspierane przez niego grupy takie jak Medium Medium, Playgroup, Maximum Joy, wspomniane wcześniej African Head Charge czy The Missing Brazilians. Dzięki wznowieniu wielu albumów z katalogu On-U Sound uzupełniłem sobie niedawno kilka brakujących pozycji i musze powiedzieć że, słuchając współcześnie tych produkcji, nie straciły one nic ze swej świeżości.
Maciek Sienkiewicz
DJ, muzyk, dziennikarz, wydawca, promotor i aktywista działający na krajowej scenie klubowej właściwie od samego jej zarania, wczesnych lat 90.. Swoje eklektyczne sety grywał w przeróżnych miejscach Polski i Europy, świadomość muzyki elektronicznej budował min. w telewizyjnym programie „Techno Life”, a dziś swoje kuratorskie zapędy realizuje pod szyldem Father and Son Records and Tapes, autorskiego labelu płytowego odpowiedzialnego za publikację nagrań takich artystów jak Das Komplex, Naphta czy dj Sajko.
Odnoszę wrażenie, że na początku, czy w pierwszej połowie lat 90. – przynajmniej w Warszawie – bardzo dużo się słuchało rzeczy z On-U Sound i generalnie produkcji Sherwooda. Ja ciągle od kogoś przegrywałem kasety, od Gary’ego Claila po „Learning To Cope With Cowardice” Marka Stewarta. Dobrze pamiętam, jak wielu znajomych jarało się też płytą Little Axe. Promowali to rozmaici koledzy, jak Michał Strykier czy Daniel Rojek; słyszało się te płyty w miejscach typu Moskwa. Istotną postacią był też Piotrek Purzycki, który prowadził przez pewien czas niszową wypożyczalnię płyt CD na Koszykowej i sprowadzał tam nie tylko On-U Sound, ale i wiele elektronicznych, acid house’owych i industrialnych nowinek. To właśnie Piotrek zaczął organizować imprezy w Marylin, a potem w Alfie, na których pomiędzy rozmaitymi transami i new beatem pojawiały się kawałki choćby African Head Charge. Tak czy inaczej, na pewno wielu, nazwijmy to, rekreacyjnych melomanów z mojego pokolenia ma związane z tymi płytami bardzo miłe wspomnienia.
Michał “Mic Ostap” Ostapowicz
DJ. Jeden z pionierów warszawskiej, a także i ogólnopolskiej sceny klubowej. Przy jego charakterystycznych, zadziornie technicznych setach od połowy lat 90. bawiły się parkiety w takich legendarnych klubach jak min. Alfa, Trend, Blue Velvet, Instytut Energetyki, Punkt, Jazzgot, 1955 czy 5-10-15.
Z Adrianem Sherwoodem zetknąłem się poprzez jego bodajże najbardziej znany projekt czyli African Head Charge. Było to w czasie mojego liceum, w pierwszej połowie lat 90tych – niezwykle ciekawych czasach, kiedy to grunge, industrial, hip hop czy techno przeżywały swoje pionierskie, ekscytujące momenty. I z tych nowych, ekspansywnych gatunków muzycznych czerpali też przedstawiciele starszych stylów czyli np. punku, jazzu, bardziej poszukującego popu czy dubu i reggae. W tamtych latach trafiłem do jednego z pierwszych miejsc z alternatywną muzyką, gdzie można było wtedy LEGALNIE przegrywać – oczywiście za opłatą – płyty CD na taśmy magnetofonowe. Ów przybytek mieścił się na tyłach placu Konstytucji, a prowadził go Piotrek Purzycki, szara eminencja warszawskiej sceny, człowiek, który potem organizował pierwsze imprezy w Alfie, Trendzie czy Hybrydach. No i parę rzeczy zostało mi w tym lokalu, przez przesiadujących tam chłopaków – m.in. Maciek Sienkiewicz był tu mocno aktywny – polecone. Pamiętam, że w ten sposób trafił do mnie „Doo Bap” Milesa Davisa i – właśnie – „Songs Of Praise” African Head Charge. Nigdy nie byłem wielkim fanem klasycznego reggae czy dubu ale podobały mi się „wariacje” na ich temat, a do takich zaliczam głownie rzeczonego Adriana Sherwooda i – oczywiście – ukochany Rhythm & Sound. Szczególnie mocno utkwił mi w pamięci utwór „Dervish Chant” ze wspomnianego albumu, który był jednym z hymnów mocno wtedy „zakwaszonych” imprez w Warszawie.
Gdy do tego po jakimś czasie odkryłem, że to właśnie Sherwood stoi za On-U Sound i jest odpowiedzialny za remiksy „Master and Servant” i „People Are People” moich ukochanych Depeche Mode moja sympatia do niego jeszcze bardziej wzrosła. Później orientowałem się jeszcze nieraz, że to również on stał za produkcjami i remiksami katowanych wtedy przeze mnie, moich industralnych faworytów takich jak Einstürzende Neubauten, Skinny Puppy, Ministry czy Cabaret Voltaire. I właśnie ten szeroki wachlarz muzycznych kolaboracji uczynił z Sherwooda jednego z moich ulubionych i najbardziej szanowanych twórców szeroko pojętego dubu i reggae.
Maciej „MadMajk” Malicki
Wokalista, nawijacz, toaster i deejay związany z braterskim soundsystemem SingleDread, międzystylowym zespołem Baugan i nieortodoksyjnie rapowym kolektywem Ej Team. Producent eklektycznych riddimów, autor gościnnych zwrotek na płytach Grubsona, Junior Stressa, Sokoła i Pona, a także – a raczej przede wszystkim – solowego albumu „Wartości system”.
Kilka dni zastanawiałem się, jaki album, czy kawałek Adriana Sherwood’a wywarł na mnie
piętno, które po dziś dzień odbija się w mojej twórczości, inspiracjach i fascynacji muzyką reggae i dub. Filtrując przepastny katalog On-U Sound, słuchając produkcji, których dawno nie gościł mój głośnik doszedłem do Dub Syndicate. Grupy, którą powołał do życia wspólnie z niesamowitym, nie żyjącym już niestety bębniarzem Style Scott’em. Moja cała zajawka na muzykę dub, reggae i pochodne zaczęła się właśnie od płyty „Ital Breakfast”, którą Adrian Sherwood współprodukował i wydał. To był jakoś 1999 rok, Malik – mój rodzony brat, dziś ceniony selektor reggae, pasjonat winylowych „siódemek”, z którym zagraliśmy setki imprez jako SingleDread – przywiózł mi kilka płyt CD do rodzinnego Węgorzewa. Wśród nich była min. właśnie kopia „Ital Breakfast”. Już przy pierwszym „Throw down your gun” zwariowałem.
Nigdy wcześniej nie słyszałem muzyki DUB. Nawet nie wiedziałem, że jest taki gatunek. Ten bas, synkopowane perkusje, cięte jamajskie wokale, kosmiczne dźwięki, delay’e; magia! Co kawałek to lepszy. Jakby ktoś mnie zapytał o moje top 10 albumów to wskazałbym właśnie jako jeden z nich „Ital Breakfast”. Co kilka miesięcy wraca do mnie i zabiera mnie w podróż. This music is no joke! No lightweight sound. Polecam!
Piotr „Hatti Vatti” Kaliński
Producent elektroniczny zgłębiający tajniki głębokiego basu, połamanych rytmów i przestrzenności brzmienia. Bez względu na to czy jego produkcje określane były mianem dub techno, dubstepu czy dub-hopu, jego poczynaniami zawsze kierowały bardziej emocje niż ścisłe wyznaczniki stylu. Grał na gitarze w formacji Gówno, współtworzył duet HV/Noon, a w przyszłym roku wraz ze Stefanem Wesołowskim zadebiutują pod nazwą Nanook of the North.
Na rzeczy z On-U trafiałem przy okazji często na oślep prowadzonych poszukiwań wszystkiego co miało w swojej nazwie dub, który jako gatunek i sposób realizacji nagrań pod koniec lat 90. mocno mnie zainteresował głównie za sprawą twórczości Roberta Brylewskiego. Także, czy był to punkowy zin, gazeta o techno czy pierwsze, krążące po dziewiczym jeszcze internecie, mp3 to zawsze wszystko, co miało w swojej nazwie te magiczne trzy litery bardzo mnie pociągało. A, że dub był – i jest – niszą w Polsce, internet w naszym kraju wówczas raczkował, to wszystko trzeba było sprawdzić organoleptycznie, metodą prób i błędów. Często były to dla mnie duże zaskoczenia i często też rozczarowania jak np. wydana w 1999 płyta „Wylęgarnia Dubu” dołączona do Brumu, na której zamiast reggae były jakieś dziwaczne nagrania czy „Dub Express Poznań-Kluczbork” dołączony do magazynu XL w tym samym roku. I podobnie też było z On-U, z tymi dubowymi mixami które ktoś robił dla Maxa Cavalery czy późnym, już mocno techno-kwaśnym Lee Perrym. Pamiętam też okolice roku 2000 i promowany chyba przez Makena zespół Little Axe. To, że ktoś tam grał na harmonijce wzbudziło wtedy moje duże zdziwienie – przecież harmonijka to country i blues. To wydawało właśnie On-U Sound. I przyznam, że było tego czasem trochę za dużo wszystkiego w ich produkcjach, często mi te rzeczy nie odpowiadały, ale zostały w pamięci jako szokujące, dziwne i oryginalne. A do części nabrałem szacunku lata później.
W roku 2015 graliśmy na festiwalu Tauron Nowa Muzyka z projektem HV/Noon. Przy miejscu wydawania posiłków spotkałem Pincha i Sherwooda – grali na tej samej scenie co my, tylko parę godzin później. Na pierwszy rzut oka wydali się być bardzo sympatycznymi gośćmi, a Pinch jest dla mnie bardzo ważną postacią w muzyce – jego „Qawwali” z Planet Mu, które pierwszy raz usłyszałem w audycji Mary Anne Hobbs w styczniu 2006 mnie dosłownie zabiło i do dziś słucham go z ciarkami na całym ciele. Sherwood natomiast jest bardzo analogowy i oldskulowy jeśli chodzi o technikę i widziałem, że dogada się z Noonem. Zaproponowałem więc wspólną wycieczkę na podziemne piwo do kopalni Guido i się bez większego namysłu zgodzili. No i spędziliśmy tam tymi naszymi dwoma duetami przemiłe popołudnie widząc podobieństwa w filozofii produkcji i podejściu do sprzętu. Rozbawiło mnie nieco to spotkanie, gdzie ja z Pinchem pochodzimy z jednego świata, a Mikołaj i Adrian z drugiego – podobne były i fascynacje i żartobliwe animozje – starzy wyjadacze vs. młodsza gwardia, radykałowie vs. ludzie, którzy robili już wiele dziwnych rzeczy. Adrian opowiadał niesamowite historie o ludziach, których poznał na przestrzeni lat i często były to absolutnie pierwszoligowe postaci muzyki popularnej; to niesamowite, że ze swoją filozofią muzyczną otarł się o tak wiele światów. Fascynująca była też opowieść o związkach Sherwooda z polskim niezalem i jego wizytami w Polsce już w latach 80. Znał wszystkie nazwiska, pamiętał miejsca i kluby.
Szalony miks gatunków. Szokujący jest język w jakim ta piosenka została zaśpiewana i to czym właściwie ona jest, czyli melodią tradycyjną. I niestety może od tego rozboleć głowa. Trzeba przyznać, że jest to tak cholernie oryginalnie, że naprawdę trudno przejść obok tego obojętnie. Mimo, że sam utwór zacnie przeszedł chyba próby czasu i nawet trochę śmieszy (także w warstwie wizualnej).
Published January 13, 2017.