Electronic Beats Poland

10 najlepszych płyt… metalowych 2017 roku wg Pawła Klimczaka

Mimo tego, że w opiniotwórczych mediach muzycznych od prawie dekady króluje muzyka elektroniczna i hip-hop (podziękujmy przeciętnemu indie rockowi, którego niekontrolowany zalew zdominował pierwsze lata millenium i skutecznie zobrzydził gitary sporej części słuchaczy i słuchaczek), to muzyka gitarowa ma się doskonale. Jej najciekawsze wcielenia od lat ogniskują się w metalu, szczególnie w jego ekstremalnych odmianach. W roku, w którym ani Spectral Lore, ani Vektor nie wydali nowych płyt, trudno o jasnych faworytów, ale 2017 był wciąż łaskawy dla najróżniejszych odmian ciężkiej muzyki. Postanowiłem zebrać najciekawszą dziesiątkę i kilka wyróżnień. Jeśli uważacie, że coś znalazło się tu niesłusznie lub zostało pominięte – hej, to moja lista, oparta na moim guście. Metal to gigantyczny gatunek, z którego każdy może coś wybrać dla siebie, lub coś pominąć. Stąd nie znajdziecie tu np. power metalu, za to sporą reprezentację najciemniejszego zakonu gitarowych męczarni.

 

Zanim przejdziemy do właściwej dziesiątki, kilka wyróżnień:

 

Satyricon – Deep Calleth Upon Deep

Nie można wymarzyć sobie lepszego powrotu do formy – prosta, lecz bardzo satysfakcjonująca płyta.

Tchornobog – Tchornobog

Piękne obrzydlistwo pełne niespodzianek, które umęczy wasze uszy w najlepszy z możliwych sposobów.

Wiegedood – De Doden Hebben Het Goed II

Album dużo bardziej tradycyjny (a przez to mniej ciekawy) od poprzednika, jednak wciąż wspaniały w swoim riffowym charakterze – sporo chwytliwych motywów i wcielona energia.

Botanist – Collective: The Shape of He to Come

Bardzo przygodowa płyta, zdecydowanie propozycja dla otwartych głów i fanów zaśpiewów z katedry Dagona.

Dzö-nga – The Sachem’s Tales

Atmosferyczna i refleksyjna płyta, która łączy blackową herezję z delikatnością i eksploracją.

Cormorant – Diaspora

Progresywny metal ma do zaoferowania dużo i mało jednocześnie. Za dużo tu kopii i nietrafionych pomysłów, za mało oryginalności (a prog powinien stać przygodą!) i płyt zapadających w pamięć. Cormorant nie mają z tym problemu – ich album o migracji ludności w średniowieczu (nie sądzę, że do ucieczki od koszmarnego świata 2017 roku potrzebuję czegoś więcej) obfituje w kapitalne motywy, niesamowite zmiany tempa, solidne riffy i zaskakujące struktury. Prog, death, black, a nawet heavy metal – wszystko łączy się na “Diasporze” we wciągającą całość.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Archspire – Relentless Mutation

 

Mało jest tak zastanych gatunków, jak techniczny death metal. I kto by pomyślał, jedna z najbardziej ekscytujących płyt tego roku pochodzi właśnie z tamtego poletka. Sposób, w jaki traktują swoje instrumenty Kanadyjczycy z Archspire jest inspirujący – szczególnie wokalista Oli Peters zasługuje na wyróżnienie. Złośliwi powiedzą, że to Scatman death metalu, ale jego fascynujące dialogi z perkusistą Spencerem Prewettem są fenomenalne. Mało płyt sprawiło mi tyle przyjemności, co “Relentless Mutation”. Najbardziej adekwatny tytuł płyty do jej zawartości? Na pewno!

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Blaze Of Perdition – Conscious Darkness

Polska, jak na katolicki kraj przystało, ma na podorędziu całe rzesze świetnych, black metalowych zespołów. Blaze Of Perdition wyrósł ostatnio na jeden z najlepszych – “Conscious Darkness” to dojrzały krążek, zarówno pod względem tekstów, jak i mocarnej muzyki. Kapitalne riffy, atmosfera gęsta od czerni, majestatyczny i wściekły wokal – zespół z Lublina ma w swoim repertuarze wszystko, by podbić metalowy świat. Blaze Of Perdition pod kilkoma względami przypomina Behemotha i na pewno zasługuje na podobne – o ile nie większe – międzynarodowe rozpoznanie.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Spectral Voice – Eroded Corridors of Unbeing

Ilość doom metalu wydawanego ostatnio przekroczyła masę krytyczną. Relatywnie łatwo postawić pierwsze kroki w tej stylistyce, trudniej o własny głos, który wyróżni się z tłumu doomopodobnych projektów. Amerykanom ze Spectral Voice udało się to już na debiucie. Zespół z Denver do doomu dodał death metalowe elementy i mieszanka zaprezentowana na “Eroded Corridors of Unbeing” chwyta za uszy od pierwszego kontaktu. Ciężka, niemal dusząca atmosfera, kapitalne gitary, bardzo porządna produkcja – jeśli szukacie czegoś, co was porządnie przetrzepie, ale też zostawi trwały ślad na waszej psychice, to debiut Spectral Voice będzie w sam raz.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Elder – Reflections Of A Floating World

Ach, stoner metal. Kolejna odnoga metalu, która jest zatłoczona jak tokijskie metro. Całe szczęście Elder wie, na czym polega dobry stoner – na riffach. I od samego początku – genialny utwór “Sanctuary” należy do moich ulubionych w tym roku (mimo, że reszta płyty nie dorównuje mu poziomem) – jesteśmy wręcz zalewani wspaniałymi riffami. Lekko hardcorowe wokale i chwytliwe melodie dodają smaku całej zabawie. Nie ma lepszego stonerowego krążka w tym roku – i proszę nie wymawiać przy mnie nazwy Pallbearer!

https://www.youtube.com/watch?v=Hh3J6EZzk38

Bell Witch – Mirror Reaper

No proszę, kolejny doomowy krążek na liście. Tym razem to funeral doomowy utwór trwający 83 minuty (!), ukrywający się pod okładką, która przypomina najlepszych bossów z Dark Souls. “Mirror Reaper” to depresyjna, ciężka podróż, utwór, który swoje prawdziwe oblicze ujawnia przy wielokrotnym przesłuchaniu. Trzeba mieć kompozycyjną odwagę, by rozciągnąć jeden numer do takich rozmiarów i Bell Witch zdecydowanie podołali temu zadaniu. Jedno ostrzeżenie – nawet w blasku słońca wysłuchanie tego krążka przywoła dojmujący smutek.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Boris – Dear

To już nie jest śmieszne – następny doom na liście, tym razem od weteranów sludge/doomu z Japonii. Ten krążek sprawił, że żałuję wysłuchania “Pink” w całości na OFF Festivalu. Chętnie zobaczyłbym Boris grający najnowszy materiał – bo “Dear” to jedna z najlepszych płyt w ich dyskografii. Wspaniałe kompozycje, zaskakujące rozwiązania, flow albumu, którego nie mąci żadna dłużyzna lub zbędny element. Bez zmian składu od samego początku, Boris nie ma sobie równych, a po “Dear” śmiem twierdzić, że właśnie wkroczyli w swój najlepszy okres.

 

https://www.youtube.com/watch?v=r9bzmbnA7vk

Father Befouled – Desolate Gods

Death metal potrafi być nudny i przewidywalny. Potrafi być klinicznie czysty i bez charakteru. “Desolate Gods”, czwarty krążek amerykańskiego zespołu Father Befouled, jest tego zupełnym zaprzeczeniem. To brudny, brzydki i atmosferyczny death, w duchu najlepszych albumów Incantation. Gulgoczący wokal intryguje, riffy są bezwględne, a ręka perkusisty Wayne’a Sarantopoulosa jest niczym karzące ramię sprawiedliwości ważące tonę. “Desolate Gods” to strumień paskudztwa i nienawiści. I taki powinien być najlepszy death metal.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Nightbringer – Terra Damnata

Co prawda nie doczekaliśmy się nowego albumu Akhyls, ale obóz Nightbringera nas rozpieścił w tym roku – wyszedł świetny krążek Bestia Arcana i “Terra Damnata”. Nightbringer inspiruje się pomysłowością Emperora, ale zamiast majestatu stawia na kompletne szaleństwo. “Terra Damnata” to nawet nie jest obraz świata pogrążonego w karnawale Rabelais’go, to pean na cześć planety zanurzonej w opętanym chaosie i totalnym źle. Na sukces albumu składają się przeszywające wokale, interesujące instrumentarium i atmosfera kompletnego obłąkania. Nie jest to pozycja dla wszystkich, ale eksploratorzy nieludzkiego amoku będą zadowoleni.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Wode – Servants of the Countercosmos

Brytyjczycy z Wode kontynuują ścieżkę klasycznego black metalu, utwardzając ją kosmicznymi motywami. Ich debiut niemalże zakatowałem, wspaniale, że “Servants of the Countercosmos” rozwija wszystkie najlepsze wątki poprzednika. Kompozycje są ciekawsze, riffy doskonalsze, wokale jeszcze bardziej upiorne. Drugi krążek Wode wpisuje się w nurt “space black metalu”, w którym króluje np. mój ulubiony projekt Mare Cognitum – z satanistycznego okultyzmu przechodzi w lovecraftowską metafizykę. I tę ludzką beznadzieję wobec Kosmosu słychać w muzyce zespołu – to wściekła bezsilność, wyrażona ciężarem dźwięków i przestrzenią. Wode to nie grupa rekonstrukcyjna Norwegii lat 90-tych – to spojrzenie w przyszłość bez tracenia korzeni.

YouTube

By loading the video, you agree to YouTube's privacy policy.
Learn more

Load video

Published December 11, 2017.